Adrian
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:46, 18 Kwi 2013 Temat postu: Majka i Patryk - Lanie - część 2 |
|
|
Majka
§4
Wygrałam!
Amelka:
Bolało. Miałam ochotę krzyczeć, ale jeszcze bardziej miałam ochotę uderzyć go w twarz tak, żeby odbić mu całą dłoń. Problem jednak leżał w tym, że nie mogłam się podnieść. Jego silna dłoń spoczywała na moich plecach i przyciskała mnie do maski unieruchamiając. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Przecież powinien mi współczuć, pocieszać, spełnić każde moje życzenie. Musiałam się jakoś bronić. Nie miałam, jak go uderzyć czy odepchnąć więc zaczęłam na niego krzyczeć:
– Ktoś zamyka mnie w samochodzie, robi mi krzywdę, a ty mnie bijesz? Debilu! Zostaw mnie w spokoju, to boli rozumiesz?! – Byłam pewna, że to niemożliwe, żeby się domyślił. Kolejny mocny pas opadł na moją obitą już pupę, a on odpowiedział tylko lekko zdenerwowanym i pogardliwym tonem:
– Sama się zamknęłaś. I jesteś skończoną idiotką, jeśli bym nie przyjechał, to byś się tam udusiła.
Kolejny raz. Odczułam ból, jednak trochę lżejszy niż kilka pierwszych pasów. Spanikowałam, to przecież nie było możliwe żeby się domyślił, bo niby jak?! Próbowałam grać dalej, kolejne razy sypały się na moją bardzo piekącą pupę.
– Co ty pieprzysz?! – głos łamał mi się mimo woli. Nie byłam już taka pewna genialności mojego planu, nie poddawałam się jednak. – Po co miałabym to zrobić? Przestań, kurwa, bo to boli! Ała! – Każde przekleństwo powodowało mocniejsze uderzenie.
Kolejne uderzenie i jego głos spowodowały, że przestałam grać:
– Ślady na piasku są tylko moje i twoje. Ślady opon należą tylko do twojego samochodu.
Mój genialny plan zakończył się fiaskiem. Przez myśl przeszło mi nawet, że mogłabym go przeprosić, ale bardzo szybko wyrzuciłam to z głowy. Kolejny pas spowodował, że pragnęłam tylko żeby przestał mnie już bić.
– Przestań, to boli! – To nie była prośba, raczej rozkaz. Spadły jeszcze cztery mocne uderzenia. W końcu jednak przestał, byłam zła, poniżył mnie. Podniósł dłoń z moich pleców, wtedy miałam zamiar go uderzyć, ale złapał mnie za nadgarstek i poprowadził do tylnych drzwi. Otworzył je i wepchnął mnie do środka. Wściekłość jeszcze bardziej we mnie wezbrała. Kiedy tylko wsiadł do samochodu, zajmując miejsce kierowcy, zaczęłam na niego krzyczeć:
– Co ty sobie wyobrażasz, co? Niby kim ty jesteś, że możesz mnie tak traktować, co? Jesteś nikim! Mój ojciec cię za to rozpierdoli, idioto! – Nie przemyślałam tego, ból pośladków, złość i frustracja spowodowana wstydem krzyczały zamiast mnie.
– Miałem rację, na taką jak ty nawet pasek nic nie zaradzi. A kim jest twój tatulek, królem czy panem Bogiem? – Odpalił samochód. Był spokojny, niewzruszony moim krzykiem i emocjami, a jego uszczypliwa odpowiedź zadziałała na mnie jak płachta na rozjuszonego byka.
– Kimś ważniejszym niż taki frajer jak ty! Nie przepuszczę ci tego! Spierdalaj z tego samochodu, co ty sobie, kurwa, wyobrażasz, co? – Czułam, że od tego krzyku zaczyna boleć mnie gardło, ale chciałam zrobić mu przykrość, poniżyć go. Każda metoda była dobra, dlatego nie ustępowałam, przecież to, jak mnie potraktował było poniżające.
– Mniej niż ty. A teraz zamknij się, bo wrócisz na maskę. Pojedziemy do tego twojego tatusia, zobaczymy, co o tym myśli.
Teraz do mnie dotarło, gdyby ojciec się dowiedział, to byłby największy obciach, największy w moim życiu. Taka sytuacja przebiłaby nawet wpakowanie się samochodem do rowu.
– Chyba żartujesz. – Trochę się uspokoiłam, ale nadal pozostałam bojowa, nie chciałam dać mu satysfakcji. – Chyba cię, kurwa, naprawdę pojebało.
Rzucił mi karcące spojrzenie i powiedział:
– Skończ przeklinać. Jedziemy i bez dyskusji.
Jechał wolno po plaży. Nie było mowy o tym, że to jego zdanie pozostanie ostatnim. Moja duma na to nie pozwalała. Mimo piekącego bólu, musiałam go sprowokować.
– Bo co? Przylejesz mi?
– Tak – odwrócił się z cynicznym uśmiechem.
– Jebany frajer – powiedziałam jakby do siebie, ale tak żeby usłyszał.
Włączył radio tak głośno jak tylko się dało.
– Głośniej bo nie słyszę! – krzyknął w końcu do mnie nadal cynicznie się uśmiechając.
Wychyliłam się do przodu i wyłączyłam radio jednym przyciskiem. Zbliżyłam się do jego ucha i powiedziałam bardzo głośno i wyraźnie, na wypadek gdyby stwierdził, że nie słyszy:
– Powiedziałam, że jesteś jebanym frajerem.
Usiadłam obrażona na tylnym siedzeniu, zadowolona, że to moje słowo padło jako ostatnie. Jego ręka powędrowała do małego, otwartego schowka pod radiem i wyjął dużą, białą wizytówkę. Należała do ojca, nigdy nie zapisałam tego numeru, więc miałam wizytówkę. Oprócz ładnych, ciemnych literek z nazwiskiem, telefonem i adresem były też moje trochę większe i niezbyt staranne czerwone litery oznajmiające ojciec – frajer.
– Tam jedziemy, kochanie? – zapytał irytująco i pokazał mi wizytówkę, obnażając swoje białe zęby w triumfalnym uśmiechu. Znowu wezbrała we mnie niepohamowana wściekłość.
– Nawet się, kurwa, nie waż! Zatrzymaj ten pierdolony samochód, rozumiesz? Zatrzymaj się, kurwa! – krzyczałam i próbowałam zabrać mu z dłoni wizytówkę.
Zrobił coś co mnie zadziwiło – zaczął zwalniać. Później zatrzymał auto przy placu gdzie w czasie lata jest mnóstwo ludzi. Całe szczęście teraz nie było tam nikogo. Wysiadł i wyciągnął mnie za nadgarstek. Postawił mnie twarzą do siebie i z groźną miną powiedział:
– Rozumiem że dostałaś za mało.
Wystraszył mnie, odruchowo się cofnęłam. Bardzo czułam ból pośladków, nie chciałam żeby bolały mnie bardziej.
– Nie, przestań, proszę! Ja... – zawahałam się – no przestań!
– Będziesz grzeczna? – zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Zależy co to znaczy – powiedziałam i te słowa spowodowały, że dostałam siarczystego klapsa w prawy pośladek. Zbulwersowałam się, jakim prawem mnie dotykał?!
– Nie dotykaj mnie, rozumiesz?! – krzyknęłam wściekła, a on znowu się zamachnął i uderzył mnie znowu mówiąc:
– Pytałem czy będziesz grzeczna? – Był spokojny, ale nieustępliwy. Podniosłam dłoń i próbowałam uderzyć go w twarz. Zrujnował mój plan, łapiąc mnie za rękę, obrócił tyłem do siebie i wlepił mi dwa klapsy tym razem w lewy pośladek. Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i krzyknęłam:
– Spierdalaj!
Ból spowodowany tymi pojedynczymi uderzeniami na moją obitą pupę spowodował, że poczułam łzy w oczach. To było dla mnie chyba najbardziej zadziwiające, nigdy wcześniej nie płakałam z bólu, chyba, że jako dziecko. Na te słowa odsunął się o krok do tyłu i zaczął wyjmować pasek ze spodni. Ogarnęła mnie panika, wiedziałam, że nie zniosę już bólu. Cała ta scena mogła zakończyć się katastrofalnie – płaczem, a ja przecież od lat przy nikim nie płakałam. Na pewno nie przy żadnym facecie. Nie chciałam znowu czuć bólu, skapitulowałam.
– Nie, proszę nie rób tego. – Zaczęłam panicznie odsuwać się do tyłu, ale na drodze stanął mi samochód.
– Pytałem czy będziesz grzeczna? – powiedział spokojnie, składając pas na pół.
– Będę. – Nie wierzyłam, że przeszło mi to przez gardło. – A ty i tak jesteś frajerem – dodałam przez zaciśnięte zęby.
– W takim razie proszę tutaj. – Przywoływał mnie do siebie palcem wskazującym. Wystraszyłam się. Myślałam, że kiedy powiem, że będę grzeczna, to już mnie nie uderzy. Narodził się we mnie nowy bunt.
– Nie ma mowy – powiedziałam, odruchowo zakrywając pośladki dłońmi.
– Dlaczego? – jego głos był spokojny i wyrozumiały, jak wtedy kiedy wyciągał mnie związaną z bagażnika.
– Nie pozwolę się już bić, nie ma mowy, wybij to sobie z tej głupiej głowy. – Czułam niesprawiedliwość tej sytuacji, więc słowa wylewały się ze mnie potokiem.
– Nie uderzę cię, ale też nie chce się z tobą szarpać. Podejdź.
Jego spokój mi się udzielił, zdjęłam dłonie z pośladków i powoli zaczęłam iść w jego stronę. W końcu zatrzymałam się przed nim, a on uśmiechnął się.
– Pięknie, mała, a teraz powiedz czy bardzo boli.
– Bardzo. – Zrobiłam słodkie oczka niewinnego i skrzywdzonego dziecka.
Objął mnie ramieniem w talii.
– Pokaż. – Odwrócił mnie bokiem do siebie i zsunął mi spodnie, nawet nie zdążyłam zareagować. Przyglądał się przez chwilę, a później dodał: – Nie jest tak źle, mała, a już się bałem że przesadziłem. Teraz usiądź z przodu, wolę cię mieć na oku.
– Jeszcze jakieś życzenia? – zapytałam zadziornie, otwierając przednie drzwi i siadając na miejscu dla pasażera.
On jednak uśmiechnął się tylko i też wsiadł do auta. Odpalił i odjechał. Teraz zjechał już z plaży, chwilę milczał, ale wiedziałam, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i nie pomyliłam się.
– Mogłaś się udusić, wiesz? Mogłaś umrzeć w tym bagażniku – powiedział spokojnie, nie czułam w jego głosie złości, raczej troskę.
– Ale nic mi nie jest, to się liczy. – Wiedziałam, że to głupie tłumaczenie. Poczułam się dziwnie, nikt już bardzo dawno tak ze mną nie rozmawiał, nikt się o mnie nie troszczył. Założyłam nogę na nogę i położyłam dłonie na prawym udzie.
– Dlaczego wpadłaś na tak beznadziejny pomysł? – Popatrzył na mnie zdziwiony. Najpierw wzruszyłam ramionami, a później powiedziałam:
– Nie był taki beznadziejny, przyjechałeś. – Teatralnie wypuścił powietrze i na chwilę opuścił głowę, a później znowu patrzył na drogę.
– A gdybym nie przyjechał? – zapytał nagle.
– Zadzwoniłabym do dziewczyn, one by przyjechały – oznajmiłam równie spokojnie, jakbym powiedziała najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
– Już to widzę. Ty byś przyjechała na ich miejscu? – zapytał drwiąco.
– To ja jestem królową, a nie one. Oczywiście, że by przyjechały – oburzyłam się, a Patryk westchnął i zapytał:
– A co gdyby się spóźniły? Poza tym, jak byś zadzwoniła z rękoma związanymi z tyłu, a telefonem w przedniej kieszeni?
Tego nie przemyślałam, właściwie to wcale nie myślałam o tym w kontekście tego, że coś może mi się stać. Zrobiło mi się głupio, więc odwróciłam od niego wzrok nic nie mówiąc. Wydusiłam z siebie w końcu smutnym głosem:
– To miałbyś mnie z głowy. – Nadal na niego nie patrzyłam. Słyszałam tylko, jak wzdycha znowu. Zapanowało milczenie, które znowu przerwał Patryk.
– Co ci to tak właściwie dało? To że przyjechałem, dostałaś tylko w dupę. Jaki miałaś cel takiego postępowania? – mówił tak, jakby nie mógł uwierzyć, że zrobiłam taką głupotę, żeby zwrócić jego uwagę na siebie. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, a później powiedziałam:
– Pierwszy raz normalnie rozmawiamy. – On też się uśmiechnął, a później jakby go oświeciło i zapytał:
– Liczyłaś na szalony seks na piasku czy w wodzie?
– Szczerze? – zapytałam, nieskrępowana tym pytaniem. Zdemaskował mój plan, więc teraz mogłam być bezczelnie szczera.
– Oczywiście, że tak. – odpowiedział, zdziwiony, że w ogóle zadałam takie pytanie.
– Na piasku. – powiedziałam pewna siebie, a on uśmiechnął się.
– Dobra, mała, jedziemy do tego tatulka, odstawię cię do domu – powiedział nagle. Nie chciałam żeby ktokolwiek przekroczył próg mojego domu, przypomniało mi się, że chciał rozmawiać z moim ojcem. Znając jego przeraźliwie wkurzyłby się, darłby się przez pół nocy, jaka to jestem głupia. Musiałam jakoś się z tego wywinąć.
– Nie chcę wracać do domu, a tym bardziej nie chcę, żebyś z nim gadał, nie będziesz, prawda? Tylko mnie straszyłeś?
– Dlaczego? – zapytał trochę zdziwiony.
– Nie lubię tam wracać, mogę pojechać do ciebie?
Był pierwszą osobą, z którą byłam tak szczera.
– A co, tatuś zablokuje kartę kredytową, jak się dowie, czy zamknie w domku na kilka tygodni? – powiedział cynicznie, ale tym razem już mnie nie wkurzył. Przestałam na niego patrzeć, zrobiło mi się przykro.
– Nie zrobi nic, jak zawsze. Nie chcę żeby znowu się darł o byle gówno... Poza tym nie chcę żebyś go poznał – mój głos był smutny, dawno nie czułam się tak beznadziejnie, jak w tym samochodzie.
– To nie byle gówno – powiedział jakby trochę zły, a potem dodał spokojnie. – Ja na ciebie nie krzyczę, wiec powiedz mi po co to wszystko?
– Dla ciebie.
Nie dało się tego inaczej wytłumaczyć, na jego twarzy malowało się zdziwienie.
– Nie rozumiem – powiedział po chwili.
Zaśmiałam się krótko i powiedziałam:
– Nie dziwię się, masz za mały rozumek, żeby to wszystko pojąć. – Zaczęłam odzyskiwać pewność siebie.
– To był oryginalny pomysł na podryw, nie zaprzeczę. Ale też był równie głupi. Skończ z tymi złośliwościami, pasa jeszcze nie założyłem. – Znowu brzmiał groźnie, ale ja wiedziałam, że już nic mi nie zrobi.
– Teraz już wiem, że mnie nie uderzysz, bo jest ci mnie szkoda – powiedziałam triumfalnie.
– Chcesz się rozczarować? – To brzmiało naprawdę groźnie, ale nie chciałam mu pokazać, że znowu udało mu się zrobić ze mnie potulną.
– Wiem, że się nie rozczaruje, bo nazwałam cię frajerem, a ty nie miałeś serce mnie już bić. Spodobałam ci się, co?
Mimika jego twarzy nic nie zdradzała.
– To teraz nie ma znaczenia. – stwierdził bez emocji, bez wyrazu.
– Jak to nie ma? – zaskoczona czułam się tak jakby zabrakło mi powietrza.
– Wracasz do domu, a ja do pracy, mam zastępstwo tylko na dwie godziny. Zapnij pasy – powiedział to tak jakby nie przyjmował żadnych protestów.
Przewróciłam oczami i zapięłam pasy, ale nie chciałam żeby odwoził mnie do domu, musiałam coś z tym zrobić.
– To lepiej pojedźmy od razu do twojej pracy, nie chcę wracać do domu – powiedziałam trochę błagalnie.
– Nie interesuje mnie to – jego ton był zimny i oschły.
– Proszę cię, nie każ mi tam wracać. – Złapałam go za rękę. Ostatnim miejscem, jakie chciałam teraz oglądać był mój dom.
– Wolisz poczekać na mnie u mnie? – zapytał zdziwiony, całkiem normalnym już nie szorstkim głosem.
– Tak – powiedziałam uradowana i uśmiechnęłam się.
Najpierw odwiózł mnie do swojego mieszkania, a później popędził do pracy. Zostawił mnie w swoim pokoju z zapewnieniem, że niedługo wróci. Podziwiałam porządek, nawet ja takiego nie miałam. Czekanie na niego dłużyło mi się, ale jakoś nie wyobrażałam sobie teraz stąd wyjść. Starałam się nie siedzieć, raczej stałam albo leżałam na brzuchu. Pupa nadal bolała i była ciepła. Dostałam sms od Dominiki, chciała wiedzieć jak mi poszło. Napisałam jej, ze inaczej niż planowałam, ale też nie najgorzej. Napisałam też, że opowiem jej kiedy wyjdę od Patryka z mieszkania. Nie mogła uwierzyć w to, że tam siedzę. Urwałam smsy z Domi, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Czekałam, z trudem siedząc na łóżku i dwóch miękkich poduszkach, Patryk pojawił się w drzwiach z talerzem w dłoni.
– Głodna? – zapytał z uśmiechem
– To zależy.
– Od? – Był zdziwiony tym stwierdzeniem.
– Od tego, co na tej pizzy jest.
– Szynka, pieczarki i ser – wyliczył, a później patrzył na mnie i czekał na reakcję.
– To nie, dzięki.
– Wegetarianka? – zapytał, odkładając pizzę na nocny stolik, a później siadając na łóżku koło mnie.
– Tak, nie będę zjadać zwierząt hodowanych w tragicznych warunkach tylko po to, żeby człowiek mógł je zjeść – oznajmiłam teatralnie.
– Wybacz, ja lubię te zwierzaki, tak więc zjem. To na co masz ochotę?
– Ochotę... ochotę to mam tylko na ciebie. – powiedziałam, zbliżając się do niego i kładąc mu dłoń na klatce. On jednak zdjął z siebie moją dłoń i powiedział trochę jakby oburzony albo zły:
– Przestań. Nie lubię przypadkowego seksu. I szanuj się. Proponuje surówkę. Jest w lodówce, idź i sobie weź. – Nie zamierzałam przestać, zawsze osiągałam swój cel, a wtedy moim celem był on.
– Nie będzie przypadkowy, będzie cudowny… – mój glos stał się uwodzicielski, znowu położyłam mu dłoń na klatce i zaczęłam przesuwać ją w dół. Wtedy uderzył mnie w wierzch dłoni, a ja odskoczyłam od niego i z wyrzutem krzyknęłam: – Przestań to boli! Nie umiesz być delikatny czy co?
– Umiem.
– Coś nie widzę – powiedziałam z zarzutem.
– Ale zachowuj się – powiedział groźnym tonem.
– Czujesz się dowartościowany, że mi odmawiasz? I nie chcę twojej pieprzonej surówki! – Obrażona skrzyżowałam ręce na klatce i odwróciłam się do niego plecami.
– Nie lubię przypadkowego nic nieznaczącego seksu, już mówiłem – powiedział spokojnie i zaczął jeść pizzę. Znowu udało mu się mnie wkurzyć.
– Oczywiście! Każdy facet lubi seks! Może z tobą naprawdę jest coś nie tak, co? Może te plotki to prawda? – powiedziałam podniesionym głosem, a on przełknął pizzę i zapytał:
– Jaki plotki?
– Nieważne. – Znowu usiadłam obrażona.
– Te twojego autorstwa? – zapytał trochę oskarżycielsko.
– Co? Jakim prawem mnie oskarżasz? Masz niby na to jakieś dowody? Co? – Wiedziałam, że to prawda, ale musiałam grać. Nie mogłam mu pokazać, że to on ma rację.
– Słyszałem, każdy mówi za twoimi plecami, że dostałaś kosza i musiałaś to jakoś wyjaśnić. A ja, wystawiając cię za drzwi, byłem po prostu zmęczony – powiedział spokojnie, zbijając mnie trochę z tropu.
Nie dałam się jednak i dalej wczuwałam się w swoje kłamstwo. Poza tym wkurzył mnie, sugerując, że ktoś śmie mnie w ten sposób obgadywać. Wstałam z emocji.
– Ciebie to już naprawdę powaliło?! To ja ustalam zasady, ja obgaduje! Jestem królową, nikt mi się nie naraża, rozumiesz?
– Oczywiście, że rozumiem. Ty ustalasz zasady gry, w którą ja nie gram. – Jego spokój był prowokujący.
– Nawet nie wiesz, że w nią grasz – powiedziałam triumfalnie.
– Sądzisz że tupniesz nóżką i pójdziemy do łóżka? – zapytał, trochę się wkurzając.
– Przecież wiem, że tego chcesz! Widzę to, ale opierasz się, bo tak wypada? A może chcesz mi zrobić na złość co? Pragniesz mnie, jak każdy! Nie wmawiaj sobie, że tak nie jest! – krzyczałam.
– Jesteś ładna i zgrabna, nawet cię lubię, i masz seksowny tyłek. Ale wolałbym iść do luksusowego burdelu niż zrobić to z rozpieszczoną gówniarą, którą bezbłędnie grasz.
Kolejny raz tego dnia miałam ochotę zrobić mu krzywdę, uderzyć, popchnąć, cokolwiek!
– Takich frajerów jak ty nie wpuszczają do burdeli! Poza tym nie jestem gówniarą, Ty ... Ty jesteś jakiś popieprzony wiesz ? Masz się za jakiego psychologa czy coś? – Udało mi się go wkurzyć samym tonem jakim to krzyczałam.
– Grzeczniej proszę. I zmykaj do domku. Kluczyki są na komodzie w przedpokoju – powiedział poirytowany, wskazując mi drzwi.
– Masz na mnie ochotę, oszukujesz sam siebie! Grzeczniej proszę – zaczęłam naśladować jego ton, teraz chciałam go tylko wkurzyć – Uważasz, że się ciebie boje, debilu? Grubo się mylisz! Nigdzie się stąd nie ruszam, zapomnij! – Teatralnie usiadłam na łóżku, założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na klatce.
– Nie pozwolę się obrażać we własnym domu – powiedział raczej zły.
– Pff. – Przewróciłam oczami i zaczęłam nerwowo ruszać nogą.
– Albo wyjdziesz, albo niech cię tatuś odbiera – mówiąc to wyciągnął tą samą wizytówkę, którą znalazł w moim samochodzie. Później wyjął telefon i patrzył na mnie groźnie.
– Możesz sobie dzwonić, teraz i tak nie odbiera już telefonu służbowego, jest za późno. – To był blef, ale zabrzmiał prawdziwie.
– W takim razie sprawdzimy. Napiszemy mu smsa, jak nie odbierze, by rano cię stąd zabrał.
Szybko podniosłam się z łóżka i podbiegłam do niego. Próbowałam mu wyrwać wizytówkę.
– Przestań, rozumiesz! Nie traktuj mnie jak gówniarę! Ojciec i tak nie przyjedzie, ma na mnie wyjebane, rozumiesz kretynie? – krzyczałam na niego, byłam straszliwie zła. Czułam, że zaraz zacznę się trząść z tej złości.
– Traktuje cię tak, jak się zachowujesz. A ty robisz wszystko, by zwrócić na siebie uwagę tatusia? – jego ton był cyniczny, drażnił mnie jeszcze bardziej.
– Jak ty mnie cholernie wkurwiasz! – krzyknęłam i zaczęłam go bić pięściami po klatce, tłukłam, nie patrząc gdzie biję. Zaskoczył mnie, przyciągnął mnie za ramiona i przytulił. Zaczęłam w złości powtarzać w kółko:
– Nie! Przestań! Daj mi spokój! Nienawidzę cię tak samo jak jego! Puść! – głos zaczął mi się łamać, nie wiedziałam czemu tak na to wszystko reaguję, nie rozumiałam tego, co się działo. Rzucałam się, ale on powiedział do mnie spokojnie:
– Spokojnie. Uspokój się już.
– Puść, proszę cię. – powiedziałam i przestałam się rzucać, teraz już tylko ciężko oddychałam. – Dlaczego to robisz? – zapytałam szeptem.
– Co dlaczego robię? – zapytał spokojnie Patryk.
– Dlaczego mnie zbiłeś, czemu mnie przytulasz... Nie rozumiem czemu mnie tak traktujesz... Ja już nic nie rozumiem, puść mnie! – Próbowałam zrobić coś żeby mnie puścił. Poczułam bowiem łzę, spływającą po lewym policzku. Nie chciałam przy nim płakać, ale to było o wiele silniejsze ode mnie. Pierwszy raz nie umiałam zapanować nad łzami.
– Nie skrzywdzę cię, na plaży też nie chciałem cię skrzywdzić. Zbiłem cię bo zasłużyłaś i tego potrzebowałaś – mówił spokojnie, nadal trzymając mnie w objęciach. Łzy spływały coraz częściej.
– Puść mnie… – powtarzałam szeptem jak płyta, która się zacięła.
– Teraz cię przytulam, bo tego teraz potrzebujesz – powiedział spokojnie i cicho.
– Ale ja nie chcę... Puść... Potrzebuje ciebie... – Płakałam, a on głaskał mnie po plecach.
– Jak się uspokoisz to porozmawiamy, teraz już ciii…
Przytuliłam głowę do jego klatki i pozwoliłam łzom płynąć, nie powstrzymywałam już ich, nie mówiłam nic. Był, czułam jego obecność, ciepło i troskę. Już nie chciałam go bić, nie byłam zła. Nie myślałam o tym głupim zakładzie. Tylko on pochłonął moje myśli. Czułam się strasznie zmęczona. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu tego dnia było nowe albo dawno zapomniane. Stał i przytulał mnie, głaskał po plecach i w końcu usnęłam. Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się w jego łóżku, wtulona w niego. Patrzył na mnie, kiedy się obudziłam. Pogłaskał mnie po głowie i wstał. Powiedział, że idzie pod prysznic. Wtedy skojarzyłam, że to moja szansa. Nadal miałam szansę wygrać zakład. Zerwałam się zaczęłam szukać telefonu Patryka. Znalazłam go w spodniach, które leżały na krzesełku. Napisałam smsa. Jeszcze z nikim nie uprawiałem tak dzikiego, spontanicznego i szalonego seksu, było cudownie, liczę na to, że dziś też się widzimy. I wysłałam do siebie. Oczywiście usunęłam go z jego skrzynki nadawczej. Zebrałam swoje rzeczy i, zanim Patryk wyszedł spod prysznica, już mnie nie było.
Narracja
§5
Kim się stałem?
Tychon:
W deszczowy dzień w miejskim parku, który teraz wydawał się brudny i zaniedbany, zamiast zielony i piękny, na białej, popisanej ławce siedziała rudowłosa piękność i czytała książkę. Tą pięknością była Majka i czekała na swoją koleżankę, Dominikę. W końcu zjawiła się długonoga, zgrabna, najzwyczajniej ubrana w dżinsy i popielatą bluzę dziewczyna. Miała długie, blond włosy. Były wyprostowane maksymalnie, co sprawiało że wyglądała jakby dopiero co wyszła od fryzjera. Prawdą jest jednak to, że była na nogach ledwie od godziny, pewnie do teraz smacznie spałaby w swoim łóżku, była w końcu niedziela, gdyby nie ta sprawa z Majką.
– Czyś ty oszalała?! –zaczęła się wydzierać Dominika na swoją przyjaciółkę – Wiesz, jaki Patryk jest wkurwiony. Doszły do niego już te ploty o tym, że jest niby gejem, o tym, że to był zakład, o tym, że rzekomo z tobą spał, bo, jak wiadomo, on się wypiera.
– Daj mi z nim spokój, ważne, że wygrałam – powiedziała Majka.
– I co, będziesz go unikała całe życie?! Majka, nie jesteś już za stara na takie zabawy?
– Odezwała się dorosła. Przypominam, że ty jesteś młodsza! – wydarła się Maja.
– To, ile masz w dowodzie, nie świadczy o twojej dojrzałości! Skończ się zachowywać jak piętnastolatka, bo nawet ja już mam tego dość.
Takich słów z ust Dominiki ruda się spodziewała, padały bowiem już niejednokrotnie i zwykle się nimi nie przejmowała. Teraz jednak brzmiały zbyt serio, dlatego Maja zmieniła swoją postawę.
– Daj już spokój, Domka, nie cieszysz się, że twoja przyjaciółka wygrała z tą głupią Amandą? – zapytała dziewczyna słodziutkim głosikiem.
– A ty cieszysz się z tego, że przez resztę życia będziesz miała na sumieniu to, co zrobiłaś Patrykowi? Zabawiłaś się jego kosztem, a teraz co? Przez resztę życia będziesz unikała faceta, jedynego, któremu na tobie zależało, na tobie nie na twoim tyłku. – Dominika miała zamiar oddalić się od miejsca rozmowy, wyjść z parku, udać się gdzie indziej, gdziekolwiek. Majka była jej przyjaciółką, ale miała już dość tego, co robi, miała dość jej.
– Zależało mu? – zapytała Maja lekko łamiącym się głosem. Słowa Domki naprawdę ją dotknęły, w szczególności ostatnie zdanie.
– Tak, mówił Aleksowi – wyznała Dominika i zaśmieconą alejką zmierzała w stronę wyjścia z parku. Pozostawiła Majkę samą, w nadziei, że coś do niej dotrze, że sobie wszystko przemyśli, że zmieni swoje zachowanie.
***
Dwóch mężczyzn mierzyło się wzrokiem, od lat byli przyjaciółmi, teraz jednak wyglądali na zupełnie sobie obcych. Wydawało się, jakby pomiędzy nimi była przepaść, taka, która wytwarza się latami. W rzeczywistości był jednak między nimi najzwyklejszy mur, który Majka postawiła w minutę. Mężczyźni, siedząc naprzeciwko siebie, patrzyli wprost w swoje twarze, z nadzieją, że ujrzą w sobie coś więcej niż neutralizm, niż lekką złość i nic nieznaczącą pustkę w słowach. Jeden z nich zajmował miejsce na zwykłej brązowej kanapie, a drugi na pufie o podobnych barwach po drugiej stronie niewielkiej, szklanej ławy.
– Kurwa, no, ależ żeś się uparł. Mówiłem ci setki razy, nigdy nie dawałem tej furiatce twojego numeru! – krzyknął jeden z mężczyzn, ten siedzący na pufie, ten opalony o blond włosach i błękitnych oczach.
– Kamil, ale tylko ty go miałeś – odparł spokojnie drugi mężczyzna, wygodnie rozłożony na kanapie.
– No, ale to niemożliwe… – Kamil zaczął krzykiem, pod koniec głos jakby mu opadł – Naszła mnie pewna myśl, zaczekaj, zadzwonię do kogoś.
Blondyn wstał z pufy, udał się do swojego pokoju, gdzie poszukiwał gorączkowo telefonu, pomimo iż w całym pokoju roiło się od kurzu, każda z rzeczy była na swoim miejscu. Chwycił za telefon komórkowy, był to stary model Simensa, wybrał numer do swojej dziewczyny.
– Witaj, kotek – usłyszał ciepły, kobiecy głos w słuchawce po drugiej stronie.
– Masz godzinę, aby zjawić się u mnie. Chcę cię tu widzieć jak najszybciej. Mamy do pogadania, kotek. – Kamil przerwał rozmowę z wyraźnym naciskiem na słowo „kotek”. Nie zdążył nawet usłyszeć po drugiej stronie: Dobrze, jak sobie życzysz.
Coś ponad pół godziny później Dominika pojawiła się w mieszkaniu chłopaków. Patryk nadal nie ruszył się z kanapy i sprzed telewizora. Wciąż był ubrany w popielate spodenki słabej marki. Były na tyle zsunięte, że, gdyby wstał, widać by było, iż mężczyzna ma na sobie także białe bokserki. Kamil poszedł otworzyć drzwi swojej dziewczynie, pocałował ją jak gdyby nigdy nic, tylko po to, by po chwili wskazać palcem swój pokój.
– O co chodzi, kotek, jakoś się inaczej zachowujesz? – zapytała Domi.
– Bo wiesz, kotek, jest taki maluśki problemik z numerkiem. – Kamil zamykał jedną ręką drzwi do pokoju, opierając się o ścianę obok nich. Dłonie zacisnął w pięść i włożył je do kieszeni swoich dżinsów. Dominika w tym czasie usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. – Jakimś cudem wyszło tak, że twoja koleżaneczka wyrządziła krzywdę mojemu kumplowi, ale to sprawa drugorzędna. Ważne jest jednak to, że ja cenię swoją prywatność, i mam poczucie własności. W znaczeniu jak coś jest moje, to nie ruszać bez pytania.
– Co ma wspólnego numer Majki z twoim poczuciem własności? – zapytała zmieszana dziewczyna z lekkim uśmiechem.
Kamil w tym czasie starał się zacisnąć dłonie w pięść jeszcze bardziej i jeszcze głębiej włożyć je do kieszeni, jednak nie dał rady, gdy widział jej uśmiech. Jednym krokiem doskoczył do niej i obiema rękami chwycił za bluzę.
– Wstań, do jasnej cholery! – krzyknął i szarpnął dziewczynę do góry. – I odklej ten głupi uśmieszek z twarzy, bo to zrobię za ciebie. Dziwnym trafem, to tylko ja miałem numer Patryka, no i jego matka – Kamil mówił przez zaciśnięte zęby, cały czas trzymając dziewczynę w taki sam sposób za bluzę. – Skąd więc miała go Majka? No dalej odpowiadaj! – Kamil puścił lewą ręką jej bluzę i otworzył dłoń tuż nad jej twarzą, wyglądało, jakby zamierzał ją spoliczkować.
– Ode mnie, przepraszam. – Po policzkach nastolatkii popłynęły łzy, a twarz wykrzywiła się w grymas bólu, pomimo że dłoń Kamila wciąż była zawieszona w tym samym miejscu.
– Kamil, przestań. – Dopiero teraz spostrzegli, że Patryk stoi w drzwiach, wcześniej nawet nie słyszeli, aby je otwierał. Dominika zastanawiała się, ile słyszał z ich rozmowy. – Kamil, daj już spokój. – Powiedział Patryk spokojnym tonem.
Kamil puścił dziewczynę, w taki sposób, że ta poleciała na łóżko.
– Dominiko, mogę prosić, byś zostawiła nas na chwilę samych? – zapytał łagodnym głosem Patryk. Ta jednak nie odpowiedziała, pytającym wzrokiem spojrzała na swojego chłopaka.
– Idź. – Kamil wykonał ruch głową w stronę drzwi, patrząc w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. – Policzę się z tobą później.
Dziewczyna niepewnie wstała i zmierzała do wyjścia, gdy przechodziła obok Patryka poczuła na sobie jego dłoń, ledwie dotykała jej ramienia, to ją zatrzymało na moment.
– Zaczekaj na mnie, proszę, w kuchni, jeśli możesz – powiedział Patryk spokojnie i łagodnie, niemalże szeptem. – Czyś ty oszalał? – zapytał Patryk swojego przyjaciela, gdy kobieta zniknęła już za drzwiami.
– O co ci chodzi, Patryś? – ten odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Po co na nią krzyczałeś i co to w ogóle było? O mało jej nie przyłożyłeś – ciągnął dalej swój wywód Patryk.
– Daj spokój, nie uderzyłbym jej, panowałem nad sobą, a to była taka gra. – Uśmiechnął się cynicznie Kamil i udał się przed stare lustro w złotej ramie, stojące na ziemi i oparte o ścianę. – Myślisz, że z kozią bródką lub taką na diabełka byłoby mi do twarzy? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
– Jaka gra do cholery? Ona wcale nie wyglądała, jakby się dobrze bawiła.
– Patryś, odpuść. To moja kobieta i będę z nią postępował jak będę chciał. A teraz opuść ten pokój, proszę – wypowiadając ostatnie słowo Kamil odwrócił głowę od lustra i skierował ją w stronę Patryka, uśmiechnął się przy tym cynicznie, odsłaniając rząd równych, bielusieńkich zębów.
***
– Dziękuję, że zaczekałaś – powiedział Patryk, wchodząc do kuchni. – Napijesz się kawy czy herbaty.
– Soku albo napoju jeśli masz – powiedziała Dominika, a ten położył przed nią kubek w mikołaje i karton soku z lodówki.
– Nie martw się nim, już lepiej, uspokoił się – powiedział, siadając na drewnianym taborecie naprzeciw niej.
– Powinieneś być na mnie zły, to ja pomogłam Majce z tym numerem – wyznała. Jej spojrzenie padło na brudny gumolit kuchenny.
– Mała, co się stało, to się nie odstanie. Wiedz, że Majka spędziła tutaj noc, była ze mną w łóżku, ale nawet jej nie tknąłem, choć miałem kurewską ochotę – powiedział i dodał pośpiesznie: – Przepraszam za to wulgarne słownictwo. Tak czy inaczej, to na co miałem ochotę teraz nie ma znaczenia. Nie pomagaj jej po prostu więcej i niech już odpuści.
– Nie chcesz jej widzieć? – zapytała
– Raczej nie i ona chyba też mnie nie chce widzieć, byłem tylko zakładem.
– Patryk to nie do końca tak. Majka nie umie okazywać uczuć, ale brakuje jej ciebie, ja to wiem. I byłeś zakładem, ale podczas stałeś się chyba dla niej kimś ważnym.
– Chyba? Kim się stałem? Butelką whisky, o którą był zakład czy tą awanturą, którą przeze mnie zafundował ci Kamil, choć trochę twojej winy też w tym było? Dajmy temu spokój, ja chcę spokojnie żyć. Bez niej. Bo jak na razie ona wniosła do mojego życia tylko chaos i zamęt.
– Ok, jak chcesz, nie będę ci o niej wspominała więcej, tylko, jak coś, to dziś jest w piwiarni w centrum, pod ratuszem.
Majka
§6
Przykro mi
Amelka:
„Wygrałam!” – ta myśl nie opuszczała mnie ani na krok, od kiedy zobaczyłam szok na twarzy Amandy, kiedy pokazałam jej smsa. To uczucie mnie po prostu unosiło kilkanaście centymetrów nad ziemią. Udowodniłam tej idiotce, że królowa jest tylko jedna, że ze mną się nie zakłada, bo od początku jest się skazanym na porażkę. Ten głupi wyraz jej twarzy, kiedy ze zdziwienia otworzyła usta i bardzo szeroko otworzyła oczy. Samo przywracanie w myślach tego widoku powodowało, że uśmiechałam się do siebie. Po chwili miałam ochotę znowu ją wyśmiać na myśl tego, jak nie może wydobyć z siebie żadnego słowa, tylko dźwięki niedowierzania.
„Wygrałam” – powtarzam znowu w myślach i triumfalnie się uśmiecham. Już dawno nic nie sprawiło mi tyle radości i poczucia wyższości. Euforia, którą przeżywałam po raz kolejny z powodu zwycięstwa tym razem została przerwana przez myśl, która pojawiła się przez Dominikę.
„Przez resztę życia będziesz unikała faceta, jedynego, któremu na tobie zależało, na tobie nie na twoim tyłku?” – powtórzyłam w myślach słowa, które Domi wykrzyczała. Była taka strasznie zła i chyba zawiedziona tym, co zrobiłam Patrykowi. Zastanawiałam się czy on też był tak bardzo zły jak ona. „Zależało mu?” – zapytałam sama siebie. Jakoś wcześniej nie docierało do mnie, że może mu zacząć na mnie zależeć. Tego mój genialny plan nie obejmował. Zrobiło mi się przykro, bo przecież jeśli jemu zaczęło na mnie zależeć, to na pewno musiał się poczuć strasznie. Potraktowałam go przecież okropnie, jak przedmiot, niezbędny do wygranej. Pomyślałam o tym, jaki był przestraszony, kiedy wyciągał mnie z bagażnika, jaki potrafił być delikatny no i w końcu nie był dla mnie miły tylko po to, żeby mnie przelecieć. Tak robili wszyscy, byli uroczy i mili tylko w jednym celu. Przed oczami zobaczyłam jego zawiedzioną twarz, jego smutne oczy. Poczułam ukłucie w żołądku. „Wszystko dla głupiej wygranej?” – pomyślałam. Potrząsnęłam głową i zamknęłam oczy. Byłam zła na siebie, że dałam się wprowadzić w wyrzuty sumienia. Przecież to był tylko głupi zakład, który wygrałam. To tylko facet, jeden z wielu. Chodziło o wygraną, a nie o niego, a przecież dopięłam swego i wygrałam.
Chciałam wyrzucić z głowy obraz jego twarzy i znowu wyobrazić sobie Amandę, żeby poprawić sobie humor, ale absurdalne wyrzuty sumienia wracały i zalewały moje myśli jak morskie fale. Siedziałam w piwiarni, a dokładniej w ogródku owej piwiarni. Ławka była w najbardziej zasłoniętym miejscu. Czekałam na Domi, zawsze siadałyśmy w tym samym miejscu, więc nie martwiłam się, że będzie miała problemy ze znalezieniem mnie. Bawiłam się słomką, która pływała w moim piwie z sokiem i robiłam wszystko, żeby wyrzucić z myśli Patryka. Zajęłam się tym tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy Dominika usiadła przede mną ze spuszczoną głową i bardzo przygnębioną miną. Kiedy ją zobaczyłam, zaczęłam się jej przyglądać, nic nie mówiąc i zastanawiałam się czy za chwilę się rozpłacze. Podniosła na mnie zaszklone oczy i uśmiechnęła się, jakby chciała mi powiedzieć, że nic się nie stało, ale nie umiała ukryć, że coś jest nie tak i znowu opuściła smutne oczy, wpatrując się w podłogę.
– Stało się coś? – zapytałam, bo trochę martwiło mnie to, że tak wygląda, a trochę ciekawiło co się stało. – Ten uśmiech nie pokazywał twojej wielkiej radości, raczej na odwrót.
– Muszę ci coś powiedzieć i wiem, że będziesz zła – powiedziała, ale nie miała odwagi na mnie patrzeć. – Proszę cię, tylko na mnie nie krzycz. Mam dosyć krzyków na dzisiaj – jej głos był zmęczony, a to zdanie brzmiało bardzo dziwnie.
– O co chodzi? – zapytałam lekko podenerwowanym głosem.
– Musiałam mu powiedzieć prawdę, przepraszam. – Łza spłynęła po jej policzku.
– Co i komu musiałaś powiedzieć? O co chodzi? Czemu ty płaczesz? – mówiłam szybko i byłam zdenerwowana.
– Miałaś się nie denerwować – powiedziała z wyrzutem i podniosła bardzo zaszklone oczy. – Powiem ci, jak mi nie przerwiesz i nie będziesz na mnie krzyczeć. Jak krzykniesz, to obiecuje ci, że sobie stąd pójdę. – zagroziła mi lekko zdesperowana.
– Okej, wysłucham cię i nie będę się denerwować. Teraz mów – powiedziałam i wzięłam głęboki oddech.
– Zadzwonił do mnie dzisiaj Kamil i kazał mi do siebie przyjść, więc poszłam – słowa ciężko przechodziły jej przez gardło, a ja pomyślałam, że ulega każdej jego prośbie, ale nic nie mówiłam. – Od wejścia widziałam, że jest zły. Powiedział żebym poszła do jego pokoju, więc zrobiłam to co mówił. – Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na mnie badawczo czy jej przerwę czy nie. – Zaczął się na mnie drzeć, że ruszam jego rzeczy bez pytania. Zaczął sugerować, że pomogłam ci zdobyć numer do Patryka za pomocą jego telefonu. – Przełknęła głośno ślinę, a ja trochę spanikowałam – Najpierw grałam, że nie wiem, o co mu chodzi. Przyznałam mu się jednak w końcu, że to zrobiłam. Ten numer miał tylko Kamil i matka Patryka, więc to było oczywiste, że musiałaś go mieć od Kamila, a ja ci w tym pomogłam. – Umilkła na chwilę, ocierając łzy z policzków – Nie mogłam skłamać, zrozum to, proszę. On krzyczał i... – zawiesiła głos, a kolejne łzy wylały się z jej oczu. Byłam w szoku. Powinnam być na nią zła, że mnie wsypała, a było mi jej szkoda. – Nieważne. Kamil był bardzo wściekły, a Patryk wyciągnął mnie od niego z pokoju i rozmawiał ze mną spokojnie w ich kuchni. Nie był już zły, raczej smutny. Nie bądź na mnie zła, ja naprawdę nie mogłam mu tego nie powiedzieć. – Podniosła się ocierając łzy, popatrzyła na mnie błagalnie. – Wybacz. Wiem, że ci na nim zależy, jemu zależy na Tobie. Dlatego teraz posłuchaj mnie i zrób, o co cię proszę. – Położyła dłoń na mojej i, patrząc mi prosto w oczy powiedziała: – Muszę iść, wrócę do siebie i się uspokoję, a ty tu zostań. Po prostu tu posiedź. Zrób to dla siebie. – Pocałowała mnie w policzek i szybko odeszła.
Byłam w szoku, nie wiedziałam co mam teraz myśleć, a tym bardziej co robić. Co jej się stało, że była aż tak płaczliwa i czemu tak mówiła o Kamilu? Co jej się stało? Miliony myśli przebiegło przez moją rozkojarzoną głowę.
Narracja
§7
Co ja mam teraz zrobić?
Tychon:
Patryk zaciągnął na nogi adidasy i zamierzał opuścić mieszkanie, gdy nagle otworzyły się drzwi. Do przedpokoju wszedł Aleks z Jackiem. Jacek był około dwudziestosiedmioletnim brunetem o burzy loków na głowie i zielonych oczach.
– Hej, młody! Wybierasz się dokądś? – zapytał Jacek.
– Tak do takiej Majki. – przyznał szczerze Patryk.
– No patrz, a my właśnie w tej sprawie – powiedział Aleks.
– Co masz na myśli? – zdziwił się Patryk.
– Możemy pogadać u ciebie? – zapytał Jacek.
– Oczywiście zapraszam. – Patryk wykonał zapraszający gest ręką w stronę swojego pokoju.
Trzech mężczyzn zasiadło na czarnych skórzanych pufach wokół szklanego, okrągłego stołu.
– O co chodzi? Coś z nią nie tak? – zapytał Patryk.
– Nie do końca, ale owszem i tak można powiedzieć – przyznał Jacek i ciągnął dalej. – Aleks może ty zacznij. – Skierował wzrok na kolegę, siedzącego po jego lewej stronie.
– Wiesz, tylko się nie gniewaj – powiedział Aleksander.
– No jak tak zaczynasz, to się wręcz zaczynam bać – powiedział z szerokim uśmiechem Patryk.
– Niepokoiliśmy się wszyscy o ciebie, nawet Kamil. Ta Majka cię tak chwyciła, no wiesz, stary, nie to, że na nią lecisz, ale tak za serce. No i postanowiliśmy wykorzystać fakt, że nasz kolega, Jacek, pracuje w policji i by ją tam tak trochę sprawdził – powiedział i uprzedził pytanie Patryka. – Nazwisko miałem z tej wizytówki, co ją masz w pokoju, pamiętasz, mówiłeś mi o niej. I chcieliśmy ją sprawdzić tak wiesz, bo była taka okazja, no i Kamila intuicja.
– Nie popieram tego, co zrobiliście, ale do rzeczy proszę… – powiedział przez zęby Patryk.
– Dużo razy tam była, znaczy u nas na komendzie. Zawsze za bzdury. Upicie się w wieku siedemnastu lat, wypadek samochodowy po pijaku, posiadanie ćwierci grama marihuany, alkohol bez banderoli podczas zatrzymania za przekroczenie prędkości, dużo mandatów, powiązania z dilerami. Pochodzi z bogatej, dobrej rodziny. Rodzice się rozwiedli, mieszka z ojcem, za każdym razem ją wyciągał. – Skończył wyliczać Jacek i zaraz dodał: – Nadal chcesz się na to pisać? Wiesz, taka kobieta to problemy, a ty chcesz pracować tam gdzie ja, to chyba nie współgra.
– A co, do cholery, w tym życiu współgra? Ludzie się zmieniają. I właśnie do niej idę – powiedział całkiem spokojnie. – Aha, Aleks, ogarnijcie Kamila lepiej, znowu się rzuca i to na własną dziewczynę. Jacek, to w końcu twój brat, weź go tam jakoś przetrząśnij, taki wstrząs mu dobrze zrobi – mówił, stojąc już przy drzwiach.
Majka
§8
Chcesz zaczynać od kłamstwa?
Amelka:
– Witaj, mała, czego się napijesz? – przeszły mnie dreszcze na dźwięk jego głosu, brzmiał jakby inaczej, cieplej.
Usiadł naprzeciwko mnie, w prawej dłoni miał wysoką szklankę, wypełnioną piwem i popatrzył mi w oczy. Pierwszy raz w życiu nie mogłam znieść czyjegoś spojrzenia. Oczy pełne bólu, rozczarowania i smutku. Nie wiedziałam czy jest na mnie zły. Postanowiłam grać nieskruszoną.
„Przecież nie zrobiłam nic złego” – powtórzyłam w myślach, chociaż sama chyba przestałam w to wierzyć.
– Yy... cześć. Mam piwo, dzięki. – Nie umiałam patrzeć mu dłużej w oczy, jego wzrok jakby palił mnie, bolał.
– Ok, jak sobie pani życzy. Oj, nie, zaczekaj nie wypada bym mówił na pani kobiecie, którą zaliczyłem. – Był spokojny i bardzo opanowany, nadal patrzył mi w oczy. Miałam przez chwilę wrażenie, że liczy na to, że mnie zdenerwuje, wyprowadzi z równowagi. Nie miałam zamiaru się denerwować, nadal miałam w głowie myśl, że nie zrobiłam nic złego.
– Miło wiedzieć, że się z tym pogodziłeś, trzeba było nie stawać jako przeszkoda na drodze do mojej wygranej, nie byłoby plotek. – Byłam zimna i bez uczuć, nie było mowy o wyrzutach sumienia, a przynajmniej on miał ich nie wiedzieć.
– Spójrz no mi w oczka, dziewczynko – powiedział spokojnie, naciskając na ostatnie słowo i lekko pochylił się w moją stronę. – Ja miałem nie stawać na przeszkodzie do wygranej tak?
Teatralnie przewróciłam oczami i popatrzyłam na niego.
– Nie mów do mnie dziewczynko, jestem już kobietą, jak byś nie zauważył. Tak, miałeś nie przeszkadzać, a przez ciebie musiałam się trochę namęczyć – powiedziałam trochę teatralnie i lekceważąco. Chciałam mu udowodnić, że wierzę w to, co mówię i chyba mi się udało. Patryk opadł placami na oparcie drewnianej ławki i na jego twarzy pojawił się cyniczny, łobuzerski uśmiech.
– To może miałem ci pomóc, obrócić raz dwa w samochodzie albo, zaczekaj mam lepszy pomysł… – zawiesił głos, jakby się zastanawiał, zaciekawił mnie.
– Pomysł? Jaki? – Chciałam żeby pytanie wyglądało bardziej jakbym zapytała, bo wypada, a nie dlatego, że naprawdę byłam ciekawa.
– Mogłem cię zerżnąć jak sukę, wtedy byś się nie namęczyła i zakład by był wygrany. No, a że by bolało, trudno, to by był twój problem – powiedział jednym tchem, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Cham i prostak! Jak śmiesz tak do mnie mówić? – podniosłam na niego głos. Dotknęły mnie jego słowa, ale bardziej to, z jakim uśmiechem je wypowiedział.
– Mogę być chamem i prostakiem, ty natomiast zawsze będziesz kłamczuchą, zwykłą galerianką. Nie, ty spadłaś niżej. Jesteś zwykłą ku... panią lekkich obyczajów za butelkę whisky – powiedział powoli i spokojnie, patrząc mi w oczy pogardliwym wzrokiem.
– Ludzie i tak nie odróżniają kłamstwa od prawdy. Galerianką?! Panią lekkich obyczajów?! Kim ty jesteś, żeby mnie obrażać, co? Jesteś zwykłym frajerem, dałeś się złapać na tym, że niby mi zależy. I co? Podeszłam cię, panie mądry! – Byłam podenerwowana, w odróżnieniu od niego, ale znowu mówiłam normalnym tonem. Byłam zadowolona z tego, że mu się odgryzłam.
– Wiesz, czemu zostałaś na noc u mnie? Bo zrobiło mi się ciebie szkoda, bo przez chwilę myślałem, że jesteś inna, że tylko udajesz taką jak teraz, ale nie, ty taka po prostu jesteś – powiedział, pochylając się do przodu i opierając łokcie na stole, nadal patrzył prosto w moje oczy.
– Nie masz pojęcia, jaka jestem! – prawie krzyknęłam, ale za chwilę opanowałam się i mówiłam dalej już spokojniej. – Zrobiło ci się szkoda? Tak, oczywiście! Miałeś na mnie zajebistą ochotę, problem w tym, że musiałeś pokazać jaki jesteś zajebisty i zrobić na przekór.
– Nie zaprzeczę, miałem na ciebie ochotę. Jednak nie wykorzystałbym smutnej, samotnej dziewczyny w chwilach jej słabości.
Nie dał się zbić z tropu, co mnie wkurzało, ale po chwili dotarło do mnie, co powiedział i poczułam, że zaczynam pękać. Miałam ochotę go przytulić i przeprosić, ale przecież nie mogłam. Musiałam grać twardą i bez uczuć. Wzięłam więc łyka piwa, oparłam się o oparcie i uśmiechnęłam bezczelnie, jakbym była z siebie wyjątkowo zadowolona.
– Słabości. Pochlebiasz mi, bo to znaczy, że dobrze gram. – Wzięłam kolejny łyk, bo kłamstwo miało problem, żeby wypłynąć z moich ust.
– To graj dalej, w takim razie, to jest nasze ostatnie spotkanie. Twoje zdrowie, bo mojego szkoda. – Uderzył swoim kuflem o mój i wypił kilka dużych łyków piwa.
– Osiągnęłam swój cel. To, że próbujesz mi grać na uczuciach, nie znaczy, że wygrasz. – Nie chciałam żeby sobie poszedł, poczułam coś przedziwnego, jakbym była z nim jakoś wyjątkowo związana.
– Ale ja nie gram ci na uczuciach. Ja się żegnam, mimo wszystko w miłej atmosferze – powiedział spokojnie i położył dłonie na stole, jakby chciał się na nich wesprzeć, żeby wstać, nie mogłam pozwolić, żeby sobie poszedł. Byłam zła, że tak do mnie mówi i na siebie, że tak na mnie działa.
– Liczyłeś, że powiem, że mi przykro, że chcę żebyś został, znam to. Poza tym, to ty tu przyszedłeś. Zależy ci? – Nie wiedziałam, dlaczego zadałam to pytanie, chyba męczyło mnie przez cały dzisiejszy dzień, a poza tym wiedziałam, że zatrzyma go przy stole.
– A tobie? Tobie zależy na czymś więcej niż poklasku psiapsiółek? –zapytał pogardliwie, zdjął swoje duże dłonie ze stołu.
– Liczyłeś na to, że się w tobie zakochałam? Jak jakaś durna nastolatka zakocham się w twoich miłych gestach? Wybacz, kochanie, ale ja nie wierzę w miłość – powiedziałam z wyrzutem i złością.
– Teraz mnie posłuchaj – powiedział stanowczo, jak nigdy wcześniej. Ton jego głosu był wręcz twardy.
– A co mi zrobisz jak cię nie posłucham, co? – znowu przewróciłam oczami i popatrzyłam wyzywająco, opierając łokcie na stole.
– Nic, ale nigdy się nie dowiesz, co miałem do powiedzenia. – Patrzył pytająco, czekając na moją reakcje, oparł plecy o oparcie ławki. Rozłożyłam dłonie w geście pokazującym mu, że go słucham. Kontynuował więc. – Myślisz, że jesteś taka mocna? Że jesteś wyjątkowa? Jesteś jak każda inna, z którą spałem, oj przepraszam, jednak nie, nie jesteś jak one, bo z nimi spałem, a z tobą nawet nie chciałem iść do łóżka. I to cię boli prawda? Ja nie chciałem z tobą seksu, twój ojciec nie chce cię i zbywa pieniążkami, przyjaciółki miałyby cię dość, jakby znały prawdę, więc grasz przed nimi, chodzisz do łóżka z każdym, by podnieść swoją wartość, a tak naprawdę ją zaniżasz. Przemyśl sobie to. – Dopił piwo, a ja nawet nie zauważyłam kiedy. Odstawił kufel na stół i znowu zaczął podnosić się z ławki.
– Gówno o mnie wiesz, a wydaje ci się, że wiesz wszystko! – krzyknęłam, bo naprawdę mnie zdenerwował. – Domka zna prawdę, i co? Co cię obchodzi mój ojciec i co, do cholery, obchodzę cię ja?! Uważasz, że zmienisz mnie tym moralizatorskim gadaniem? Nie zmienisz, ale to nie jest twój cel, prawda? Chcesz, żebym poczuła się zgnojona i żeby było mi przykro! Nienawidzę cię? Wiesz o tym? – Zapiekły mnie oczy, nigdy wcześniej nikt nie powiedział mi czegoś takiego.
– Teraz już wiem. Nie chciałem, by było ci przykro, ale jeśli było, cóż jesteśmy kwita, mnie też było przykro, teraz moja kolej. – Wiedziałam, że zaszkliły mi się oczy, a on to zobaczył. Nie chciałam, żeby widział u mnie te emocje. – Wtedy, jak byłaś w tym bagażniku to zaczęło mi zależeć, poczułem, że chciałem cię. Poczułem, że mógłbym coś do ciebie czuć, że mógłbym cię pokochać, ale w tej chwili to spieprzyłaś. Na razie, mała. Trzymaj się i wszystkiego dobrego.
Ruszył mnie tymi słowami i, mimo że próbowałam panować nad łzami, nie umiałam już dłużej walczyć z sobą, chciałam żeby został, a moje poczucie winy wyszło z najgłębszego zakątka mojego serca. On zdążył już odwrócić się do mnie placami i zrobić krok w przód. Nagle mimowolnie wyrwało mi się przez prawie zaciśnięte zęby:
– Poczekaj.
– Czego jeszcze chcesz? – powiedział zmęczonym tonem, jakby ta rozmowa kosztowała go cała jego energię.
– Mógłbyś mnie pokochać? Dlaczego? – mówiłam cicho, straciłam całą, swoją pewność siebie. Walczyłam ze łzami i nie wiedziałam, co powinnam czuć.
– Nie wiem, tak czuje, jesteś wyjątkowa, potrafisz być słodka i cudowna, ale to, kogo grasz, tej gry nigdy nie pokocham, a ty nie umiesz z niej rezygnować. Chyba powinienem usiąść, ludzie się na nas patrzą. – Usiadł więc i patrzył na mnie wyczekująco, jakby na coś liczył, gorzej, że nie wiedziałam co mam zrobić.
– Patryk ja... Wiesz, bo mi jest... Przepraszam. – Słowa ledwo przeszły mi przez gardło, odruchowo opuściłam głowę. Poza tym bałam się, że łzy, skutecznie wstrzymywane w moich oczach, w końcu uwolnią się z nich jak mały wodospad.
– Warto było? – pytanie brzmiało jakby zadawał je dziecku, które skłamało, a jemu wreszcie udało się usłyszeć upragnioną prawdę.
– Nie chcę tu rozmawiać. Proszę, chodźmy stąd – powiedziałam szybko, bo łzy były coraz bardziej natarczywe, a przecież nie mogłam tu płakać, nie przy tych wszystkich ludziach, nie przy nim.
– Jak sobie życzysz – powiedział nagle, ale spokojnie i powoli. Wstał i czekał aż ja wstanę, ale trzymał się ode mnie z daleka – Do mnie? – zapytał, gdy już wstałam.
– Jeśli możemy, to tak, bardzo chętnie.
Wskazał mi ręką drogę i przepuścił mnie przodem między stolikami. Całą drogę milczałam, on zresztą też. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Robiłam wszystko, żeby uspokoić swoje emocje i zapanować nad łzami. Zanim doszliśmy do niego, uspokoiłam się na dobre, on też wyglądał na spokojniejszego, a nawet można było powiedzieć, że pozbawionego już wszystkich uczuć.
– Czego się napijesz? – zapytał, kiedy weszliśmy do jego kuchni
– Może być sok. A będziemy tak siedzieć w kuchni? Nie u ciebie?
– A co, jutro mam się dowiedzieć, że wygrałaś drugi zakład? – powiedział cynicznie, wyjmując sok pomarańczowy z lodówki i stawiając go na zastawionym naczyniami i garnkami blacie.
– Patryk, proszę, przestań tak mówić. Zrozumiałam, to co zrobiłam było szczeniackie. – Chciałam zrobić teatralnie obrażoną minę, ale wiedziałam, że ma racje. Opadłam więc tylko na krzesełko przy kuchennym stole.
– I nigdy więcej się nie powtórzy, ani to, ani nic innego? – zapytał, podając mi kubek z sokiem i usiadł przy stole naprzeciwko mnie.
Patrzył mi w oczy. Wzięłam głęboki wydech i, patrząc w jego granatowe oczy, powiedziałam:
– Posłuchaj, chciałam wygrać ten cholerny zakład. Chciałam zobaczyć minę Amandy, nawet nie wiesz, jaka jej pewność siebie jest wkurwiająca. Problem był tylko taki, że cię... polubiłam. Nikt wcześniej mnie tak nie traktował. – Poczułam, że kolejna fala niepowstrzymanych łez napłynęła mi do oczu. – W głowie jednak nadal miałam tylko ten zakład. Teraz mi głupio, wiem, jak to wyglądało. – Wzięłam głęboki wdech i przeraziłam się swoją reakcją. Nieubłagana, pierwsza, ciepła, słona kropla popłynęła po moim policzku. Mówiłam jednak dalej, mimo że płacz ściskał mi gardło. – Domka mi uświadomiła, że traktowałeś mnie tak, jak nikt wcześniej mnie nie traktował. Przepraszam. – Nie mogłam dłużej patrzeć mu w oczy, więc opuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę. Otarłam łzę z policzka, a mimowolnie z mojego oka uwolniła się następna. Nie chciałam płakać, nienawidziłam tego.
– Zaznaczam skarbie, że jakieś piętnaście minut temu mnie nienawidziłaś – powiedział, a ja podniosłam oczy i zobaczyłam na jego twarzy znany mi łobuzerski uśmiech.
– Bo nienawidzę jak próbujesz mnie moralizować. – Uśmiechnęłam się, mimo że kolejna łza potoczyła się po moim policzku.
– A co mam od razu przekładać przez kolano? – zapytał trochę zszokowany, trochę groził. To był dziwny, jakby surowy ton wypowiadany przez twarz pozbawioną tego cudownego, łobuzerskiego uśmiechu.
– Przestań już z tymi głupimi żartami, nie są śmieszne – powiedziałam trochę oburzona i wytarłam oczy. Nie chciałam uronić już ani jednej łzy.
– Tylko wiesz, jest problem, bo jeśli widzisz nas razem, to ja nie żartuję – powiedział poważne, spokojnie patrząc mi głęboko w oczy.
– Słucham? – Trochę się przestraszyłam, bo przypomniał mi się ból pośladków po akcji z samochodem.
– Chcesz ze mną być? Chcesz spróbować? – pytał szczerze i bardzo poważnie. – Wybacz, że bez kwiatów i bombonierki, obiecuję nadrobić. – Uśmiechnął się po tych słowach i czekał na odpowiedź.
Chwilę się zawahałam i powiedziałam:
– Chcę, zależy mi na tobie. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a później spoważniał.
– Tak więc do rzeczy. Ja nie żartowałem z tym przekładaniem przez kolano.
– Jak ty to sobie niby wyobrażasz? Chcesz mnie traktować jak małą, niegrzeczną dziewczynkę? Oszalałeś? Co to niby ma na celu, co? – Wybuchł we mnie bunt, nawet trochę się zdenerwowałam.
– To, że z małej, niegrzecznej dziewczynki staniesz się grzeczną, posłuszną i uległą kobietą. Taki jest cel w skrócie. Ale nie martw się za darmo nigdy nie dostaniesz. Mówiąc jeszcze prościej, nie brój, a pośladki nie będą bolały – mówił spokojnie, powoli jakby bał się, że mogę nie zrozumieć. Rozbawiło mnie to, więc zaczęłam się śmiać.
– Oszalałeś, kochanie. Uległą kobietą? Ja? Chcesz mnie sobie podporządkować? Jak jakąś głupią gęś? – W mojej głowie pojawiła się Dominika i to, jak mówiła o Kamilu, jak się go bała, jak płakała, mówiąc o nim – Tak Kamil traktuje Domkę, dlatego tak się go boi? – mój głos miał w sobie nutkę paniki.
– O tym, jak Kamil traktuje Dominikę, myślę że powinnaś porozmawiać z nią. Zapewniam cię jednak, że nie tak jak ja zamierzam traktować ciebie. W naszym związku nigdy nie będzie awantur, będzie ogólna harmonia i jasno określone role. I nie będziesz głupią gęsią, będziesz inteligentna, bo już jesteś inteligentna – powiedział, a jego głos był cały czas taki sam.
– Określone role? Za każdym razem jak ci się coś nie spodoba, to dostane w tyłek, tak? Jak coś mi się nie będzie podobało, jak nie będę się chciała na coś zgodzić to też, tak? Inteligentna... Co mi po inteligencji, jeśli nie będzie mi wolno wypowiedzieć swojego zdania, bo mogę za nie oberwać, co? – Bunt zaczynał we mnie wrzeć, bo jakim prawem mój jeszcze niedoszły chłopak miałby mnie bić?
– Źle to zrozumiałaś. Za własne zdanie i wypowiadanie go nigdy nie oberwiesz. Zależy mi na tym, byś je miała. Tylko wyrażaj je, proszę, bez wulgaryzmów i krzyków. Ja nie krzyczę i nie bluźnię, oczekuję tego samego i w tej chwili o to proszę, i nie chciałbym się powtarzać. Jeśli coś ci się nie spodoba w moim zachowaniu, to zawsze możemy porozmawiać, ogólnie zawsze o wszystkim możemy porozmawiać tylko na poziomie cywilizowanym – tłumaczył mi to trochę jak małemu, zdenerwowanemu dziecku, co zaczynało mnie wkurzać. Nikt nigdy nie ustalał mi reguł, a tym bardziej nie karał.
– Chcesz mnie ograniczyć. Chcesz zrobić ze mnie cichą myszkę, która powtarza "tak kochanie" i "już kochanie". To takie zmienianie człowieka na siłę. Czemu nie możemy być normalni? Tacy jak wszyscy? – mówiłam, gestykulując chaotycznie, mówiłam głośno, ale pilnowałam się, żeby nie krzyczeć.
– Bo byśmy się kłócili, żyli obok siebie, nie razem i nie chcę byś była cichą myszką. Nie ograniczę cię. Będziesz robić, co będziesz chcieć jednak za złe wybory i dziecinne wybryki, dostaniesz.
– A co, żyjąc tak, jak ty chcesz, nie będziemy żyć koło siebie? – zapytałam, mimo że wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Nie wierzyłam w to co mówił.
– Nie.
– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. – Przewróciłam oczami i założyłam ręce na klatkę.
– Przecież zawsze cię wysłucham. Poświęcę swój czas. Będę się o ciebie troszczył i tobą opiekował – powiedział, kładąc swoją dłoń na mojej dłoni i patrzył w oczy.
– Obiecujesz? – nadal nie dowierzałam.
– Tak, obiecuję. Ale teraz ty mi coś obiecaj.
– Co? – zapytałam trochę zaciekawiona.
– Za każdym razem, gdy zasłużysz i gdy już o tym porozmawiamy, i zostanie ci to wyjaśnione, co, jak i dlaczego, to grzecznie przyjmiesz konsekwencje swojego czynu.
Zaśmiałam się drwiąco.
– I uważasz, że tak po prostu się na to zgodzę? Co, jeśli nie chcę żebyś mnie bił?
– To z góry znaczy, że chcesz być niegrzeczna. Bo jak będziesz grzeczna, to nie będę bił – powiedział trochę zły za mój ton i drwiący śmiech.
– Ja po prostu nie chcę żebyś mnie bił! Wiesz, jak to cholernie boli? – powiedziałam głośno, prawie krzycząc.
– Ale ten ból jest zasłużony i po nim nie ma nic więcej, żadnego wypominania po kilkaset razy, co zrobiłaś, żadnych krzyków i wulgaryzmów, żadnych wyzwisk i obrażeń. A to, jak to boleć będzie, to będzie zależało od ciebie. Im bardziej nabroisz, tym bardziej zaboli – jego ton był rzeczowy, wiedziałam, że ma rację, a, co gorsza, zaczynałam przeczuwać, że moje argumenty stają się coraz słabsze.
– Kochanie, posłuchaj siebie. Przecież jeśli ci na mnie zależy, to nie powinieneś mnie krzywdzić. Poza tym, czy ty nie popełniasz błędów? Co jeśli ty popełnisz błąd? Też mam ci wlać?
– Nie, bo na mnie zadziałają słowa i zawód w twoim głosie. Na ciebie to nie działa, już się o tym przekonaliśmy. Lanie to krzywda, chyba przesadzasz, tym bardziej, że zasłużone. Nie musisz odpowiadać od razu, poszukaj w Internecie, ludzie tak żyją. Myślę, iż bardziej przekona cię wypowiedz innej kobiety niż moja.
– Nie uważasz, że ja się do tego nie nadaję? – zapytałam, bo wydawało mi się to ostatnią deską ratunku.
– Nie, nie uważam tak. To co jemy? Sałatkę? – zręcznie zmienił temat.
– Teraz to ja nic nie przełknę, za dużo emocji jak na jeden dzień – odpowiedziałam, zbywając go. Liczyłam, że znowu uda mi się kontynuować tamten temat, chociaż on i tak już go wygrał. To nie zmieniło jednak faktu, że nadal miałam nadzieję, na przeforsowanie swojego zdania.
– Ty chyba nigdy nie jesz. Trzeba będzie to zmienić. Co jadłaś od rana? – powiedział spokojnie, wstając od stołu i idąc w stronę lodówki.
– Jem. Tyle ile potrzebuję to jem. – Odpuściłam temat naszego związku, nie miałam nawet dobrego argumentu, a temat jedzenia zaczął mnie wkurzać, bo zachowywał się jak mój ojciec kiedyś.
– Zadałem chyba konkretne pytanie, to odpowiedz konkretnie – powiedział szorstko i popatrzył na mnie, odrywając wzrok od lodówki.
Teatralnie westchnęłam.
– Musli. Tak to będzie teraz wyglądać? – powiedziałam lekko rozdrażniona.
– Na moim zegarku jest godzina już dawno po kolacji, tak więc, co na nią zjemy kochanie? – Znowu patrzył w lodówkę – Nie, na co dzień nie będzie to wyglądać aż tak, martwię się po prostu. Twój organizm potrzebuje nieco więcej na dzień niż musli – mówił troskliwie, ale ja nie miałam ochoty na jedzenie, a do mojej głowy ponownie zawitał obraz płaczącej Dominiki. Dopominała się mojej uwagi.
– Kochanie, nie jestem głodna. Po drodze jadłam jeszcze kanapkę. – Próbowałam go zbyć, nie zwróciłam nawet uwagi na małe kłamstewko, byłam do nich tak przyzwyczajona.
– Spójrz mi w oczy i powiedz, że mówisz prawdę o tej kanapce. – Zamknął lodówkę i odwrócił się w moją stronę.
– No nie, to była ściema, żebyś dał mi spokój, wiesz? Jadłam – powiedziałam ironicznie, a on patrzył mi w oczy mimo odległości, jaka nas dzieliła – I jem tyle ile mi potrzeba – dodałam po chwili.
– Podejdź no tu do mnie – powiedział stanowczo i przywołał mnie palcem do siebie.
Podniosłam się z krzesła i teatralnie przewróciłam oczami, idąc w jego stronę.
– Nie musisz się tak martwić, nie umrę z głodu. Jak jestem głodna, to jem, a teraz nie jestem głodna, to nie jem – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
– Chcesz zaczynać nasz związek od kłamstwa? – zapytał surowo
– Patryk, przestań proszę, to tylko kanapka – powiedziałam, próbując go trochę rozluźnić i zwrócić jego uwagę na to, że czepia się tak nieistotnego szczegółu.
– Odpowiedz. To kłamstwo jak każde inne. Tutaj nie ma kategorii mniejsze większe, lepsze gorsze. I patrz mi w oczy.
– Dobrze, nie jadłam tej przeklętej kanapki, ale nie jestem głodna – powiedziałam trochę zdenerwowana. Przy okazji było mi trochę głupio za to bzdurne kłamstwo, ale tego nie mogłam mu pokazać.
– To teraz mnie posłuchaj. Nie toleruję kłamstwa. Tym razem ci daruje, ale każde kolejne nie będzie dla ciebie korzystne. I skoro nie przekona cię do jedzenia twoje własne zdrowie i potrzeba organizmu to może to cię przekona, że sprawiłabyś mi tym przyjemność. Przyjemność podczas wspólnego gotowania i wspólnego posiłku. W końcu chyba nie odmówisz spróbowania tego, co razem stworzymy co?
Próbował być przekonujący, można też powiedzieć, że był przez to uroczy, ale moje myśli opanowała Dominika. Chciałam wiedzieć, jak się czuje, co się stało. Chciałam z nią po prostu porozmawiać.
– Patryk, nie chcę jeść. Wybacz, ale muszę się zastanowić nad tym wszystkim. Pójść i pogadać z Domką, martwię się o nią – powiedziałam trochę zmęczona.
– Dobrze, rozumiem. Ale pozwól, że cię odprowadzę, dobrze? – powiedział opiekuńczo, kładąc rękę w mojej talii i prowadząc mnie w stronę przedpokoju.
– No dobrze – uśmiechnęłam się i oparłam głowę na jego ramieniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|