Adrian
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:41, 18 Kwi 2013 Temat postu: Majka i Patryk - Lanie - część 1 |
|
|
Narracja
§1
A ja żyje chwilą!
Tychon:
Centrum miasta, niczym oaza najbardziej upragnionych miejsc dla typowej nastolatki. To tutaj większość infantylnych gimnazjalistek i niedojrzałych licealistek trwoni swój nic niewarty czas. Przesiadując w modnych kawiarniach polują na takiego, którego wszystkie inne będą zazdrościły. Większość dorosłych ludzi uważa, że to wakacje są okresem bezgranicznej wolności dla ich pociech - nie trudno się domyślić, że są w błędzie.
W końcu dla bogatych, rozwydrzonych panienek to żadna frajda przesiedzieć okres wolny od przykrego, szkolnego obowiązku w hotelu z basenem, pod nadzorem hermetycznych rodziców. Dla takich oto młodych kobiet okresem wolności jest rok szkolny: rodzice wtedy są zapracowani, a one, zbywane pieniędzmi, korzystają z uroków młodości. Ich życie jest ciągłym pędem za modą, szybkością doznań i prędkością chwili – to wszystko wydaje się pozornie piękne i cudowne, jednak często ma tragiczne skutki w przyszłości. Otóż szybkie życie ma sens, ale tylko wtedy gdy potrafi się korzystać z hamulców, a nie wtedy, gdy się ich zupełnie nie posiada. Pewna piękna, farbowana na rudo-czerwony odcień dziewczyna uważała, że jej nic z powyższych nie dotyczy. Czuła się lepsza od wszystkich pozostałych, bezkrytycznie podchodziła do własnej osoby, nigdy nie przyznawała się do błędów, nie potrafiła dopuścić do swojej świadomości, że je popełnia.
Ruda kobietka w wysokich butach na koturnach o fantazyjnym kolorze i w skąpej, zielonej bluzeczce z dużym dekoltem miała plan na każdy dzień tygodnia. W rzeczywistości miała plan spędzić każdy następny tydzień tak samo, jak spędziła poprzedni i tak, jak spędzała obecny. Szkoła od dwóch lat była jej obcym miejscem. Przed tymi dwoma laty też bywała w niej sporadycznie. Nienawidziła siedzieć w miejscu, w ciszy dłużej niż pięć minut. Co innego siedzenie w kawiarni czy klubie, bywanie w takich miejscach miało coś na celu. Celem było pokazanie się, bycie coś na miarę posągu, który pragnie być podziwiany. Podziwiany, wielbiony i lubiany. Ruda osóbka co rano wychodziła z domu, zmierzała w stronę baru całodobowego i przy kawie late i książce czekała aż pojawią się tam pierwsze wagarowiczki. Później wraz z nimi ruszała "w miasto". Owe wagarowiczki były dla niej swojego rodzaju nagrodą, każda kolejna była kimś na miarę fanki. Tym samym ona nosiła miano idolki bądź gwiazdy. Nie zależało jej jednak aż tak bardzo na kobiecym poklasku. Prawdziwym trofeum byli mężczyźni, choć tu bardziej pasowałoby słowo „chłopcy”. Ona jednak wolała o nich myśleć jak o w pełni procentowych facetach, to ją dowartościowywało.
– Zresztą najważniejsze, że byli przystojni – powtarzała samej sobie, by odgonić pełne wątpliwości myśli i powrócić do "normalności".
Tego ranka wszystko wydawało się przeciętne, nic nie wskazywało na to, że właśnie ten dzień tak skomplikuje jej wymarzone, proste i radosne życie. Jej najlepsza naśladowczyni – Dominika rzuciła, jakże banalnie powszechne w naszych czasach hasło "jest imprezka". Imprezą w dzisiejszych czasach można nazwać niemal wszystko: koncert, wyjście do dyskoteki, wieczór w klubie, noc filmową ze znajomymi, czy palenie trawki w parku. To jednak miała być impreza na dużą skalę, taka, o której marzy większość pustych nastolatek XXI wieku. Chłopak, za którym Dominika szalała miał całe mieszkanie dla siebie, ponieważ jego współlokatorzy byli na jakimś wyjeździe. Nie to jednak przeważyło szalę. Owa imprezka zapowiadała się fascynująco i podniecająco, z tego powodu że mieszkanie Kamila znajdowało się w okolicy owianej złą sławą. Sam Kamil też był niczego sobie, powszechnie uważany przez dzisiejsze społeczeństwo młodych dziewczyn za ideał mężczyzny. I tego ruda Majka zazdrościła swojej koleżance. Kamil był mężczyzną i wyraźnie był zainteresowany Dominiką, podczas gdy nią interesowali się tylko gówniarze. Postanowiła więc o tym nie myśleć. Ruszyły na zakupy do największej galerii w mieście, w celu przygotowania się do omówionej wcześniej imprezy.
Dzisiejszy świat tak młodych dziewczyn jest przerażający, a standardy, którym muszą sprostać jeszcze pogarszają ich zachowanie i wystawiają na surowe, niesprzyjające opinie innych. Z tego powodu wybór stroju był trudny, jednak wyznacznik był znany każdej z czwórki dziewczyn – im mniej na sobie, tym lepiej. Według Majki najlepiej nadawała się skąpa, zielona sukienka, podkreślająca kształtność piersi i pośladków. Do tego buty na bardzo wysokiej koturnie i sznur pereł. Duże, białe, przeciwsłoneczne okulary idealnie zgrywały się z jej wyprostowanymi, asymetrycznymi rudymi włosami. Wiedziała, że przyciąga spojrzenia, to miała na celu.
Impreza zapowiadała się bardzo hucznie, duża ilość alkoholu, głośna muzyka i szaleństwo do rana. Majka była w swoim żywiole, gdy mogła czynić honory dziewczyny, na którą były zwrócone oczy wszystkich chłopaków na imprezie. Nie ograniczała się, bardzo dużo piła i odważyła się także na taniec na stole. Lubiła być w centrum zainteresowania, skutecznie więc odstawiała sceny i ukazywała wszystkim obecnym swoje wdzięki. W końcu jednak wszyscy zrobili się senni, ona także. Starała się znaleźć dla siebie miejsce w salonie, ale tam wszystkie fotele i wersalka były zajęte, a przecież komuś z jej pozycją społeczną nie przystoi spać na podłodze. Zaczęła więc szperać po pokojach, wiedziała, że są dwa, w których nikogo nie ma, bo Kamil, opalony blondyn o błękitnych oczach, zabronił do nich wchodzić. To były pokoje dwójki jego współlokatorów i zastrzegł, że mają być nietknięte. Czym jednak były zakazy dla hrabiny Majki. Weszła do pierwszego pokoju. Był bardzo ładny, uporządkowany, co ją bardzo zaskoczyło. Nie miała siły żeby dokładnie się rozejrzeć, zamknęła za sobą drzwi, ściągnęła z siebie zieloną sukienkę i buty, pozostając tylko w skąpej, czarno-seledynowej, koronkowej bieliźnie. Ułożyła się na łóżku pod kocem i usnęła.
Patryk z Aleksem trafił na wcześniejszy pociąg z Karpacza. Powiedzieli Kamilowi, że będą później, bo wydawało im się, że spędzą noc na peronie. Szczęśliwy traf spowodował, że pojechali wcześniejszym pociągiem z przesiadkami. Była dość wczesna, poranna godzina kiedy Aleks przekręcił klucz w czarnych, lekko obdrapanych drzwiach do mieszkania. Oboje byli zmęczeni, zamykały im się oczy, nie spali zbyt dużo przez ostatnie dwie doby.
– Ej, stary, chyba pomyliliśmy drzwi – powiedział z przerażeniem w głosie Aleksander
– Co ty pieprzysz? – zapytał się Patryk, a zaraz po tym, gdy rozejrzał się po mieszkaniu dotarło do niego, co jego przyjaciel miał na myśli
Bałagan, jaki zastali w mieszkaniu, zszokował ich obu. Wiedzieli, że w domu była impreza, ale nie podejrzewali, że zastaną coś takiego. Wszędzie leżały butelki, puszki, papierosy i masa innych śmieci. Na krzesłach, stołach i na kanapie w salonie spało mnóstwo ludzi. Jakaś dziewczyna spała przytulona do sedesu w łazience, Aleksowi zrobiło się jej trochę szkoda, więc zaniósł tą drobną brunetkę na fotel.
Kamil obiecał im, że ich pokoje będą nietknięte. Patryk bardzo liczył na to, że tak właśnie będzie, bo jego marzeniem było położyć się spać. Wszedł do pokoju i już od samych drzwi coś mu nie pasowało. Na podłodze bowiem leżały w dość dużej odległości od siebie dwa buty na wysokich koturnach. Popatrzył w stronę łóżka, widział, że ktoś na nim śpi. Położył torbę podróżną na krześle przy biurku i, nie hałasując, podszedł. Szybko zauważył na podłodze zieloną sukienkę, uniósł więc delikatnie koc i ujrzał szczupłą, smukłą dziewczynę w ładnej, seksownej bieliźnie. Przyciągała jego wzrok, podziwiał ją przez chwilę, ale kontem oka zauważył, że dziewczyna uśmiecha się. Zdjął z niej więc całkiem odkrycie i popatrzył pytająco.
– Cześć przystojniaku – powiedziała zalotnie, przeciągając się na łóżku.
– Pomyliłaś pokoje? – Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
– Ja się nigdy nie mylę – powiedziała pewnym siebie tonem.
– Nie wątpię. To co proponujesz? – Był zmęczony, nie miał ochoty się z nią droczyć.
– Jestem szczuplutka, zmieścimy się razem – przesunęła się trochę i wskazała mu miejsce obok siebie na łóżku.
– Nie nawykłem do spania w jednym łóżku z kobietą, której imienia nawet nie znam.
– Jestem Maja. Teraz możesz się na mnie skusić? – zapytała, dotykając jego krocza drobną lewą stópką.
– Mam inną propozycje. Ubierz się i do koleżanek, raz! Natychmiast!
– Nie pozwalaj sobie! Nie zamierzam się stąd ruszać, nie chcesz tu spać to w salonie masz kanapę! Frajer!
– Maju, to moje łóżko, tak więc wypad stąd. Ja cię tutaj nie zapraszałem. I nie chcę być nie miły, ty tez. Więc nie bądź – mówił spokojnym, lecz stanowczym tonem.
– Nie chcesz? A jesteś niemiły, palancie jeden! Jesteś jakiś inny chyba, bo każdy facet skusiłby się na takie cudo jak ja! Może ty jesteś pedałem co ?
– Być może po prostu nie jesteś taką pięknością za jaka się uważasz? – Tu ją wypycha za drzwi siła i wręcza sukienkę.
– Jak śmiesz?! – próbowała uderzyć go w twarz, on jednak zamknął jej drzwi przed nosem, co spowodowało, że złamała sobie paznokieć. – Ja się jeszcze na tobie zemszczę – pomyślała.
Cały ranek, aż do południa Majka, jak nigdy, spędziła w domu, myślała, jak by tu zemścić się na tym… palancie! Tak na dobrą sprawę nawet nie znała jego imienia. Był przystojny – tego była pewna, choć w pokoju było ciemno dostrzegła to niemalże od razu. Później wzrok nieco przyzwyczaił się do panującej ciemności i podchwyciła kolor jego oczu, były granatowe, ale i zimne, chłodne. Jego spojrzenie przyprawiało ją o dreszcze. Nie była jednak to zbyt odpowiednia pora by o tym myśleć, teraz musiała go w jakiś sposób upokorzyć, tak jak on ją dziś rano. Jak w ogóle śmiał ją wystawić za drzwi? Za kogo on się uważa? Wpadła na genialny pomysł podczas przeglądania kobiecych czasopism, od razu umówiła się ze swoimi „przyjaciółeczkami”, by opowiedzieć im czego się dowiedziała.
– No witam was dziewczyny – powiedziała Majka, wchodząc do całodobowego baru, gdzie najczęściej jadły wspólnie jakiś posiłek. Oczywiście obowiązkowo każdej z dziewczyn dała buziaka w policzek. Tym razem zamówiła spaghetti, potrzebowała sporą ilość kalorii, by mieć co spalić w nocnym klubie, w którym uwielbiała tańczyć.
– Jest piątek, idziemy więc do Q – zaproponowała Amanda.
– Zawsze chodzimy do Q, nie uważasz, że przydała by się jakaś zmiana? – zaprotestowała Dominika
Majka jak przez sen słyszała o czym rozmawiają jej koleżanki, gdy nagle do niej dotarło, że jedna z nich nie chce iść do jej ulubionego klubu, i dyskutuje na ten temat bez jej wiedzy. Od razu postanowiła się wtrącić.
– Idziemy do Q, tam przynajmniej można liczyć na darmowe drinki, dzięki temu, że moim znajomym jest właściciel – wypowiedziała to zdanie jednym tchem, dumna z siebie. Choć w rzeczywistości kłamała, owy właściciel nie był jej znajomym, tylko przyjacielem jej ojca, ale co tam drobne kłamstewko znaczy, ważne, że stanęło na jej.
Jak nie trudno się domyślić, wszystkie zgodziły się ze swoją rudowłosą koleżanką. Z królową przecież się nie dyskutuje. Późniejsze rozmowy zeszły na temat techniki i nowego smartfona Blackberry, którego non stop reklamowano w telewizyjnych reklamach. Każda z dziewczyn pragnęła go mieć, ponieważ był modny. Następny temat, jak nie trudno się domyślić, dotyczył mody, a Dominika stwierdziła, że nie wie jaki kolor tej jesieni jest najmodniejszy. To była idealna okazja, Majka nie mogła jej nie wykorzystać.
– Zapytaj współlokatora tego swojego kochasia.
– Dlaczego akurat jego? – zdziwiła się Dominika
– Jak to? Nie domyśliłaś się? Ty to naprawdę musisz być pusta, on jest pedałem! – Wykrzyknęłaby to zapewne jeszcze głośniej, gdyby nie to że znajdowały się w miejscu publicznym.
– Coś ty? Żartujesz? Aleks gejem? – zdziwiła się Dominika. – Znam go już trochę, ma dziewczynę.
– Nie Aleks, tylko ten trzeci – powiedziała przez zęby zirytowana Majka. Swoją drogą nie przypominała sobie żadnego Aleksa. Po tym, jak potraktował ja ten frajer, zamówiła taksówkę i wróciła do domu.
– Tego właściwie nie znam, możliwe, jest taki inny, to się wyczuwa, a ty skąd wiesz, że jest gejem? – zapytała Domi.
– Spałam w jego pokoju, ma pod łóżkiem gazetki, coś na miarę Play Boya, ale z gołymi facetami! – powiedziała Majka, dumna z siebie, że tak dobrze jej idzie.
– Grzebałaś w jego rzeczach? – zapytała z niedowierzaniem Amanda.
– No, zaraz grzebałaś, schyliłam się po bransoletkę upadła mi, no i wiesz, ja już tak mam, że gazetą nie mogę się oprzeć – odparła od siebie niewygodne zarzuty.
Dziewczyny pojechały najpierw do salonu samochodowego, gdzie Majka miała wybrać sobie kolor swojego nowiutkiego wozu. Stary samochód uległ zniszczeniu, gdy w wieku osiemnastu lat wjechała nim pijana do rowu. Długi czas musiała czekać. aż tatuś kupi jej nowy. Oczywiście koleżankom powiedziała, że sama na niego zarobiła, nigdy też nie zapraszała ich do domu i nie przedstawiała swoich rodziców. Pragnęła uchodzić za taką, która wszystko zdobyła własnymi siłami, bez niczyjej pomocy – to budziło respekt. Respekt w jej przekonaniu nieodłącznie wiązał się z byciem pierwszą zawsze i wszędzie, z byciem kimś na miarę królowej, a „Królowa jest tylko jedna”, taki oto t-shert postanowiła założyć do Q. Był to klub dla małolatów, nie chciała się więc wyróżniać eleganckim ubiorem. Tak naprawdę pragnęła być młodsza, o czym świadczył każdy krok, który czyniła w stronę szaleństwa i szybkiego życia bez hamulców. Uznała, że najwygodniej tańczy się na płaskiej podeszwie, tak więc zielone błyszczące baleriny idealnie się do tego nadawały, t-shert już wybrała, był w czarnym kolorze z zielonym napisem. Pozostał problem tego, co jeszcze na siebie włożyć. W końcu zdecydowała się na obcisłe, lateksowe legginsy.
W nocnym klubie dla małolatów pojawiły się jakoś przed 23, później mógłby być problem dostania się z powodu za dużej liczebności, a nie chciała fatygować swojego hermetycznego ojca, by załatwił im wejście. Znalazły wolną lożę, tuż przy samym barze, co w tym miejscu graniczyło z cudem. Po kilku drinkach zaczęły się przechwalać, która jest lepsza w podrywaniu facetów. Majka rzuciła odważny tekst, którego już za moment miała pożałować:
– Ja to potrafię poderwać każdego, nawet impotentowi przy mnie stanie.
– W takim razie załóżmy się. Masz miesiąc na poderwanie kolesia, którego ja wybiorę, zgoda? – zaproponowała Amanda.
– A o co ten zakład? – zapytała Majka z cwanym uśmiechem.
– O butelkę dobrej whisky, na filmach amerykańskich tylko to piją – powiedziała Amanda
– Dobra, zakład stoi, ale mam dwa warunki. – powiedziała Majka i ciągnęła dalej – Musi to być naprawdę droga whisky, to pierwszy warunek, a drugim jest to, że facet musi być stąd, wskazany dziś.
Nie bez powodu Majka postawiła ten drugi warunek. Na razie jej osiągnięciami byli sami chłopcy, tak wiec nie chciała dać koleżance możliwości, by wskazała kogoś po trzydziestce.
– Dobrze – zgodziła się Amanda – ale musisz iść z nim do łóżka i mieć na to jakiś dowód, że ci się udało.
– Oczywiście, zakład stoi. – Tu Majka podała prawą dłoń koleżance w celu zawarcia zakładu, a Dominika go „przecięła”.
Dalsza zabawa przebiegała idealnie, strumieniami płynął alkohol, grała głośna muzyka. Majka jednak dziś nie piła zbyt dużo, wolała mieć jasny umysł, by dobrze zapamiętać twarz mężczyzny, którego wskaże jej Amanda. I nastała ta chwila.
– Idź do baru, jest w turkusowej koszuli, ma podwinięte rękawy, to twoje wyzwanie – krzyknęła Amanda do jej ucha, ściągając ją z parkietu.
– Już idę. – Uśmiechnęła się do koleżanki, z błyskiem pewności siebie w oku.
Gdy doszła do baru rozejrzała się po wszystkich zajętych hokerach, ale nie ujrzała tam nikogo w turkusowym stroju, nie było tam nawet nikogo w koszuli. Jej wzrok niemal natychmiast padł na barmana. W tej samej chwili zniknął z jej oka błysk pewności i ustąpił miejsca furii. Natychmiast wróciła do koleżanek.
– Czyś ty oszalała?! On?! – wykrzykiwała do Amandy Majka.
– Przecież jest w tym klubie, spełnia więc kryteria – wytłumaczyła się Amanda
– Ale on jest gejem!
– To chyba lepsze niż impotent – uśmiechnęła się i dodała – poddajesz się?
– W życiu – powiedziała pewna siebie i wścieła Majka, ruszając w stronę baru.
Wspięła się na wysoki hoker i zastukała w marmurowy blat. Niemalże natychmiast się do niej odwrócił i rzekł:
– Co bogini piękności i pychy zamawia? – Dostrzegła jego łobuzerski uśmiech.
– Bogini piękności się zgadza, pychy nie. Nie radzę ci mnie obrażać, jestem znajomą twojego szefa. Nie macie tu zachwycającego wyboru, no ale, niech będzie Jack Daniels z colą.
– Proszę bardzo. – Położył przed nią szklankę i zaczął przygotowywać drinka na jej oczach.
– Nie wiedziałam, że tu pracujesz. Nie widziałam cię tu wcześniej, a jestem stałym bywalcem – starała się rozpocząć temat.
– Spytaj swojego znajomego, a mojego szefa, od kiedy jestem zatrudniony, skoro to tak bardzo cię ciekawi – urwał temat i szczerze nie dowierzał jej by znała faceta po pięćdziesiątce, który go zatrudnił
– Lepiej tak nie skacz, kozaku, bo pożegnasz się z tą pracą. Wystarczy jedno moje słówko. – Posłała mu całusa.
– Nie będę się z tobą wdawał w dyskusję. Jak słusznie zauważyłaś, jestem w pracy. – Odszedł do innego klienta, nawet się z nią nie żegnając.
Majka
§2
A teraz, mała, do domu
Amelka:
Odszedł w drugi koniec baru do chłopaka w różowej polówce. Byłam na niego strasznie wkurzona. Co on sobie wyobrażał? Jakim prawem mnie tak traktował? Każdy inny facet nie mógł oderwać ode mnie wzroku, a on po prostu zostawił mnie samą przy barze, nie racząc się pożegnać. Amanda, ta debilka, zrobiła to specjalnie.
Nikt normalny nie kazałby mi podrywać chłopaka, o którym mówi się, że jest gejem. To przecież nie było ważne, że to ja rozpuściłam tę plotkę. Ona w nią wierzyła, a taki miałam cel. Nie mogłam się jednak poddać. Nigdy nie przegrałam i nie zamierzałam przegrać też tym razem. Dopiłam drinka, popatrzyłam na niego zalotnym wzrokiem, ale on nie patrzył na mnie tylko na dziewczynę, która siedziała naprzeciwko niego przy barze. Robił dla niej jakiegoś kolorowego drinka. Widziałam, jak z nim flirtuje, a on uśmiechnął się do niej w uroczy sposób i powiedział coś, ale przez głośną muzykę nie mogłam tego usłyszeć. Dziewczyna w brązowych loczkach zaśmiała się i chyba zawstydziła. Nie do końca wiedziałam czemu denerwuje mnie to, co widziałam. Poszłam do dziewczyn, nie miałam już ochoty na niego patrzeć. Tego wieczoru nie zaprzątałam już sobie głowy jego osobą. Rzuciłam się w wir dobrej zabawy, jaka panowała na parkiecie.
Sobotnie południe było najlepszym momentem na to żeby obudzić się po takiej imprezie. Napisałam do Domi czy mogę do niej wpaść, a ona odpisała mi, że zaprasza. Poszłam się więc wykąpać i ubrać. Trochę mi to zajęło, ale po godzinnych przygotowaniach wreszcie wyszłam z nudnego domu. Wtedy miałam już plan co zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę mojego celu. Dominika była niezbędnym elementem planu. Była dziewczyną, która wiedziała o mnie najwięcej, jedyną, przed którą trochę się otworzyłam. Chociaż, mimo wszystko, starałam się do końca nie ufać nikomu, bo przecież ludzie mają tendencję do krzywdzenia innych. Ona jednak była inna niż Amanda. Tę traktowałam mało poważnie, fajnie się z nią bawiło, ale nie znała prawdy o tym, kim jestem. Wystarczały jej moje małe kłamstewka, o nic więcej nie pytała. Nie były jednak dla mnie nikim szczególnym. Podchodziłam do niej raczej jako do mało ważnej towarzyszki imprez i zakupów. Dominika umiała słuchać i zawsze była dla mnie wyrozumiała, dlatego zdobyła część mojego zaufania, chociaż nie było łatwo.
Potrafiła powiedzieć mi prawdę w oczy, a tę szczerość ceniłam w niej chyba najbardziej. Czasami słyszałam od ludzi, patrzących na nas z boku, że do nas nie pasuje. Była spokojniejsza i cichsza, wyglądała na bardziej ułożoną i grzeczną. Niektórzy twierdzili, że ona jest po prostu mądrzejsza i rozsądniejsza niż my. Nie negowałam tego, że jest rozsądniejsza, ale czy mądrzejsza ode mnie?
Dotarcie do domu Dominiki nie zajęłoby mi dużo czasu gdybym szła pieszo, ale po co iść skoro można pojechać uroczym, różowym, retro skuterem? Jak prawie zawsze, u Domi nikogo nie było, wypiłyśmy więc po jednym drinku, poplotkowałyśmy o chłopakach z dyskoteki, ona zachwycała się Kamilem, z którym miała coraz lepszy kontakt. Chyba chciała, żeby wyszło z tego coś poważniejszego. Nie do końca rozumiem sens takich związków. To jest przecież totalnie nudne, ciągle jeden i ten sam facet. Ja wolałam postawić na przygodę i różnorodność. Dziwiło mnie, że Domi, która była przecież ładną dziewczyną i mogła mieć wielu facetów, postanowiła przywiązać się do jednego. Związki bowiem kojarzyły mi się z obowiązkiem, kłótniami, ograniczeniami i życiem obok siebie, a nie razem. Powtarzałam jej to kilkakrotnie podczas tej rozmowy. Jej zdanie nie uległo jednak zmianie. Jeżeli chodzi o mój plan, było to naprawdę dobre, jeżeli o Dominikę, no cóż, nie byłam szczególnie szczęśliwa, że chce stałego związku. Postanowiłam jej powiedzieć o swoim planie. Miałam nadzieje, że mi pomoże.
– Domi, słuchaj, musisz mi pomóc z tym zakładem.
– Ja? – Była wyraźnie zdziwiona.
– Nie rób takich zdziwionych oczu. Mam genialny plan i wiem, że wypali. No, chyba że nie chcesz mi pomóc. To wtedy ta pinda, Amanda, będzie górą. Tego chyba nie chcesz? – Dominika nieszczególnie lubiła Amandę.
– Manipulatorka – powiedziała, przewracając teatralnie oczami – Niby jak mam ci pomóc w tym twoim doskonałym planie? – zapytała w końcu Dominika podejrzliwie.
– Masz dobre kontakty z Kamilem, sama mi to dzisiaj mówiłaś. – Uśmiechnęłam się triumfalnie.
– Wybacz, ale nie rozumiem, jak to się ma do Patryka. – Nadal patrzyła na mnie podejrzliwie.
– To mnie posłuchaj i nie przerywaj – powiedziałam lekko oburzona, że śmiała mi przerwać – Potrzebuję numer telefonu Patryka. Muszę zdobyć go dzisiaj i za wszelką cenę. Umówisz się więc dzisiaj u ciebie z Kamilem i będziesz musiała zrobić coś, żeby dostać jego telefon, żeby trafił w moje ręce chociaż na chwilę. – Byłam dumna ze swojego planu. – Wtedy ja przepiszę sobie numer do Patryka od niego. Na pewno go ma, przecież razem mieszkają.
– Oszalałaś? – zapytała zszokowana moim pomysłem.
– Przecież ten plan jest zajebisty! Na pewno się uda. Dla ciebie to nie takie trudne. Już tak robiłyśmy. Pamiętasz?
– No tak, ale na Krzyśku mi nie zależało. Kamil będzie wściekły kiedy dowie się, że pomogłam ci przegrzebać jego telefon. – Przez chwilę odniosłam wrażenie, że się go trochę boi.
– Przecież się nie dowie... Nie masz co panikować. Właściwie, co ty się tak go boisz?
– Nie boję się jego tylko tego, że się zdenerwuje. Co jak powie, że nie chce się ze mną już spotykać? Z nim jest inaczej niż ze wszystkimi, z którymi byłam wcześniej. Zrozum to wreszcie, że mi na nim zależy.
– Domka, wyluzuj. Przecież się nie dowie. Proszę cię, pomóż przyjaciółce w potrzebie. – Naciskałam, mimo że wiedziałam, jak emocjonalnie reagowała.
– Jesteś okropna. Nienawidzę cię! – powiedziała z wyrzutem po chwili ciszy, kładąc głowę na stoliku.
– To znaczy, że się zgadzasz? – Nie wzruszały mnie jej emocje.
– Nie mam innego wyjścia.
– Też cię nienawidzę! – Z radości pocałowałam ją w głowę i wstałam. – To co, dzwonisz do Kamila i umawiasz się z nim u ciebie?
– Teraz? – Podniosła na mnie zszokowane i lekko zaszklone oczy.
– No a kiedy? Zadzwoń i umów się z nim za godzinę u ciebie. Zanim przyjdzie, to przestawię skuter, a potem schowam się w pokoju twoich rodziców, twój brat pewnie jak zwykle całe dnie jeździ na desce to nie wróci tak prędko. Ty zabierzesz mu jakoś telefon i położysz przy drzwiach, a potem puścisz mi sygnał od siebie. Jak znajdę numer to zostawię komórkę na stoliku w korytarzu, na tym koło twoich drzwi, a potem po cichu wyjdę. No i wyślę ci sms, że mnie nie ma – powiedziałam pewna swego, podając jej telefon.
– Jesteś nienormalna!
– Dzwoń, nie pieprzysz głupoty. – Uśmiechnęłam się do niej, a później poszłam w stronę bramy. – Przestawię skuter, a ty dzwoń. Nie martw się, przecież zawsze się udaje.
Zadzwoniła, tak jak prosiłam. Miał się pojawić w ciągu pół godziny. Pomogłam jej zanieść szklanki po naszych drinkach do kuchni, a ona je umyła. Nie chciałam zostawiać żadnych śladów swojego pobytu u niej. Schowałam buty do torby i zaszyłam się w pokoju jej rodziców.
Usłyszałam Kamila, mówił do Dominiki ciepłym i miłym głosem. Może to ją w nim urzekło? Chwilę później ich głosy ucichły, podejrzewałam, że weszli do pokoju Domki. Czekałam na sygnał, ale długo nie nadchodził. Zaczęłam się już poważnie nudzić, kiedy mój dotykowy telefon zaczął się trząść. Bardzo cicho otworzyłam drzwi i poszłam na palcach w stronę drzwi Dominiki. Na przeszklonym stoliczku w korytarzu leżał zwykły, czarny telefon. Przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, że jak można mieć tak stary model telefonu. Nie to jednak było wtedy ważne. Z lekkimi trudnościami odblokowałam komórkę Kamila i zaczęłam szukać książki telefonicznej. Czas był ważny, więc szukałam trochę nerwowo. To chwilę trwało, ale w końcu znalazłam. Przepisałam numer Patryka na swój telefon, ale dla pewności sprawdziłam czy dobrze. Odłożyłam go i szłam w stronę drzwi. Byłam już przy samej klamce kiedy drzwi do pokoju Dominiki się otworzyły i usłyszałam głos Kamila, który pytał się w którą stronę Domi ma łazienkę. Zdębiałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Usłyszałam trochę panikujący głos Dominiki, nie wiedziała przecież czy Kamil nie zastanie mnie na korytarzu, powiedziała, że chce mu coś pokazać, a zaraz pokaże mu gdzie jest łazienka. Zamknął drzwi, a ja poczułam, jak paraliżujący strach odpływa. Wyszłam boso na podwórko. Wysłałam Domi smsa, że wyszłam i że kocham ją za to, co dla mnie zrobiła.
Miałam to, czego chciałam, czułam się już zwyciężczynią zakładu. Wróciłam do domu i ubrałam się tak, żeby zrobić na nim wrażenie. Założyłam krótką, popielatą, dość luźną tunikę z blado różowymi dodatkami i dość głębokim dekoltem. Wiedziałam, że kiedy się schylę będzie mi widać pół pośladków, dlatego też założyła blado różowe majtki. Obowiązkowo postanowiłam założyć szpilki, w tym samym kolorze, co dodatki na tunice.
Nie wiedziałam czy mam do Patryka zadzwonić czy napisać. Chodziłam i myślałam o tym, zdążyłam zrobić dużo rzeczy. Nawet posprzątałam trochę w pokoju, a naprawdę nie lubiłam tego robić. W końcu, kiedy już było dość późno, postanowiłam, że napiszę mu smsa o treści: Co robisz? Chcesz wiedzieć kim jestem?. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo zaledwie kilka minut. Dla mnie jednak ten czas wlókł się w nieskończoność. Odpisał, że albo mu powiem kim jestem, albo mam sobie darować nękanie go takimi wiadomościami. Napisałam więc: Wiesz kim jestem. Może skusisz się na spacer ze mną? Za pół godziny w Kawiarni pod Aniołem? Po krótkiej chwili dostałam odwiedź: Chyba się domyślam, ale obym nie żałował.
Byłam trochę podekscytowana. Wszystko szło zgodnie z moim planem, idealnie tak jak chciałam. Wiedziałam, że to, jak wyglądam zapewni mi wygranie tego głupiego zakładu z Amandą. No i oczywiście byłam dumna z tempa w jakim udało mi się to osiągnąć. Zanim wyszłam zadzwoniła do mnie Amanda czy idę z nią do Blue. Nie lubiłam tego klubu, więc nie trudno było mi odmówić. Trochę ją to zdziwiło, ale napomknęłam, że idę się spotkać z Patrykiem. Próbowała zasypać mnie pytaniami, jak to zrobiłam, ale rozłączyłam ją.
Wsiadłam na skuter i ruszyłam pod kawiarnię. Miałam do niej kawałek drogi, a wyjątkowo nie chciałam się spóźnić. Całą drogę ze słuchawek, podłączonych do mojej mp3, leciały pozytywne i rytmiczne kawałki, które wprawiały mnie w jeszcze lepszy humor. Udało się! Czułam się niesamowicie szczęśliwa. Patryk, ten uroczy przystojniak będzie teraz mój. Głupia Amanda dostanie po nosie, przegrywając zakład. Wszystko było tak jak powinno. Można powiedzieć, że było idealnie.
Kiedy podjechałam pod kawiarnię, nie było tam nikogo. Boskiego Patryka też nie widziałam, pomyślałam jednak, że pewnie jest w środku. Zostawiłam skuter na parkingu i weszłam do skromnej kawiarenki. Była specyficznie urządzona. Wszystkie meble były białe i bardzo ozdobne. Można powiedzieć, że wyglądały trochę jak antyki. Podłoga i ściany były wyłożone jasnym drewnem. W oknach wisiały urocze, delikatne, białe firaneczki, które były związane różową, cienką wstążką. Ten kolor pojawiał się też w innych szczegółach w kawiarni. Usiadłam przy stoliku najbliżej drzwi i zamówiłam zieloną herbatę. Byłam piętnaście minut przed umówioną godziną, co nigdy mi się nie zdarzało. Wypiłam prawie gorącą herbatę, bo taką lubiłam najbardziej. Teraz zaczęłam się bać, że mnie wystawi i nie przyjdzie. Usłyszałam mały dzwoneczek, odwróciłam się twarzą do drzwi i zobaczyłam Patryka. Miał na sobie ciemne jeansy i szarą, satynową koszulę. Położyłam banknot na stole i wstałam od stolika. Uśmiechnęłam się zalotnie i wolnym krokiem poszłam w jego stronę. Zanim zbliżyłam się do niego tak blisko, jak miałam zamiar, usłyszałam:
– Dlaczego chciałaś się spotkać?
– Chciałam popatrzyć na takiego przystojniaka jak ty – powiedziałam zalotnie, kładąc mu swoją małą dłoń z pomalowanymi na różowo paznokciami na klatce.
– Super, dałbym ci zdjęcie w ramce. Wystarczyło o nie poprosić, zamiast włóczyć się o tak późnej porze – powiedział zdejmując moją dłoń, patrzył trochę pytająco.
– Tu nie musisz zgrywać niedostępnego twardziela, kochanie, przecież widzę, jak na mnie patrzysz. – Nie dałam się złamać jego oschłym zachowaniem, próbowałam go nakłonić do tego, żeby zaczął ze mną flirtować.
– Jak?
– Podobam ci się, nie zaprzeczaj, widać to od razu. Może chodźmy się przejść? – Popatrzyłam znacząco na drzwi, a on jakby poddał się mojemu czarowi, czułam, że go zainteresowałam.
– I co? Pójdziemy do parku, zaczniemy zmierzać w zaciszne miejsce – zaczął się do mnie przysuwać i mówić coraz ciszej – tam rozepniesz mi spodnie i uklękniesz? – Cały czas patrzył mi bezczelnie w oczy.
– Jeśli tego chcesz. Mówią, że jestem dobra w te klocki. Jednak nic za darmo, kocie – wyszeptałam mu do ucha, bawiąc się guzikiem jego koszuli.
– Czego chcesz w zamian? Tego bym złożył pocałunek niżej niż na ustach? – On też szeptał, czułam, że miałam go w garści. Był na mnie wyraźnie napalony.
– Wiedziałam, że twoja wyobraźnia nie zawiedzie moich oczekiwań – powiedziałam trochę głośniej niż szeptem i przeszłam w stronę drzwi.
Zatrzymałam się jednak po kilku krokach, a on odwrócił się twarzą do mnie. Przywołałam go palcem, puszczając do niego oko. Poszedł za mną, a przy drzwiach wyprzedził mnie, żeby otworzyć je przede mną. Tak robił tylko mój ociec, nikt inny nie przepuszczał mnie w drzwiach. Ten drobny gest był bardzo miły. Wyszłam jako pierwsza, ale szłam wolno, żeby mógł mnie dogonić. Poczułam jego dłonie na biodrach, trochę się zdziwiłam. Nie wiem, kiedy dotknęłam plecami do ściany kawiarni, a on stał twarzą do mnie i trzymał mnie za nadgarstki. Nie zdążyłam się zbuntować, nic powiedzieć. Byłam w tak ogromnym szoku, że nie wiedziałam do końca, co się dzieje, czego mam się po nim spodziewać. Usłyszałam jego głos, miałam wrażenie, że jest zły, ale mimo to brzmiał spokojnie:
– A teraz, mała, do domu, zanim cię przełożę przez kolano. Jesteś zbyt młoda i piękna by się tak zeszmacać. – Puścił moje nadgarstki, odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł za bramkę kawiarni, a później skręcił w lewo.
Dłuższą chwilę stałam pod tą ścianą, pod którą mnie zostawił. Nikt mnie tak nigdy nie potraktował. Czemu on był tak inny? Czemu mi nie uległ? Czemu mówi do mnie w taki sposób? Co on w ogóle powiedział? Czułam, że uginają się pode mną kolana. Szok, jaki przeżyłam, był bardzo przytłaczający. Nawet nie do końca wiem, jakim cudem znalazłam przy skuterze. Siedziałam i myślałam o tym wszystkim, co się stało. Uspokajam się. Bezmyślnie ruszyłam w stronę domu, dobrze, że ulice były puste, bo w takim stanie bez problemu mogłabym spowodować wypadek. Mój genialny plan legł w gruzach. Nie rozumiałam, dlaczego miałam ochotę płakać. Obudził we mnie dużo zapomnianych dawno uczuć. Czułam się zawstydzona tym, co powiedział. Może naprawdę przestałam się szanować? Czułam, że jestem na niego zła, bo zniszczył mój plan. Byłam zła na siebie, że nie zareagowałam, nawet nic mu nie powiedziałam. Wróciłam do domu, ale długo nie mogłam spać. Siedziałam na parapecie, przykryta kocem i patrzyłam w dal, myśląc o nim i tej całej sytuacji. Napisałam smsa do Domi: Wszystko pieprznęło... Lepiej nie pytaj. Obudziłam ją, ale jakoś nie bardzo się tym przejęłam. Kiedy próbowała drugi raz do mnie zadzwonić wyłączyłam telefon. Byłam zmęczona, ale nie chciałam się położyć. Chciałam wiedzieć, czemu tak się stało, gdzie popełniłam błąd. Czego nie wzięłam pod uwagę? W końcu jednak usnęłam, opierając się czołem o szybę.
Narracja
§3
I tak będziesz mój!
Tychon:
To był zwyczajny poranek, trzydziestego września. Patryk, siedząc przy zwykłym, zniszczonym, kuchennym blacie, słodził już trzeci raz tę samą kawę. Był zadowolony ze swojego życia, ale jednocześnie to samo, co go zadowalało smuciło. Majka nie dawała wyraźnego znaku swojej obecności już około tygodnia.
– Jak na nią to naprawdę długo – powiedział sam do siebie.
– Myślisz o tej Małej-Rudej – odezwał się Kamil, wchodząc do kuchni i zmierzając do lodówki. Był ubrany w same sportowe spodenki. Patryk spojrzał na kolegę i nagle mu się coś przypomniało…
– Tak i zastanawia mnie, skąd miała mój numer – powiedział z wyraźnym niezadowoleniem i podejrzeniem w głosie.
– Oj, stary! Coś ty! Podejrzewasz mnie? W życiu bym tej… – Kamil szukał odpowiedniego słowa – rozpieszczonej małolacie nie podał twojego numeru. Jest gdzieś musztarda? – dodał, będąc już głową w lodówce.
– Ale to mój nowy, podałem tylko tobie i matce – wyjaśnił Patryk. I dodał: – Nawet Aleksowi nie zdążyłem go jeszcze podać.
– No to jest gdzieś ta musztarda czy nie ma? – powtórzył swoje pytanie zbulwersowany.
– Jeny, Kamil, czy ty tylko o jedzeniu potrafisz myśleć?
– Zamierzam dziś rozwiązywać krzyżówki, każesz mi myśleć na głodnego? – Kamil powiedział o swoim planie na dzień najlepszemu przyjacielowi.
– Leży na stole w pokoju Aleksa, jadł dziś wcześnie śniadanie i wyszedł do biblioteki, chyba – udzielił odpowiedzi koledze.
– Wielkie dzięki, a co do tej rudej, zgrabna jest, taka seksi – powiedział Kamil, trzymając w jednej ręce trzy parówki, a drugą zamykając lodówkę.
– Przy ocenie kobiet używasz czasem głowy? – zapytał Patryk.
– Przy ocenie tej wolałbyś bym tej głowy nie używał, przecież ona jest pusta jak… – znowu szukał odpowiedniego słowa – jak nasza lodówka. Właśnie trzeba zrobić zakupy.
– Wyjdź już z tej kuchni, proszę! – powiedział zirytowany Patryk do swojego kolegi.
– No dobra, dobra, już sobie idę, ale by później nie było, że ja nie chciałem pomóc, bo ja naprawdę miałem dobre chęci, tylko ty żeś mnie wygonił…
– Wyjdź – przerwał mu ten beznadziejny, złośliwy i denerwujący zarazem monolog.
Patryk wypił przesłodzoną kawę do połowy, kiedy uznał, że tego się nie da po prostu przełknąć i wrzucił kubek do zlewu, w którym roiło się od naczyń. Napisał wiadomość do Aleksa na małej, żółtej, samoprzylepnej karteczce i przykleił ją na lodówkę. Treścią wiadomości było: Stary teraz twoja kolej zmywać naczynia!. Udał się do swojego pokoju, cieszyło go że przynajmniej tutaj wszystko ma swoje miejsce, lubił swój uporządkowany pokój, ponieważ cieszył oczy bardziej niż widok brudnych naczyń w kuchni.
Patryk należał do mężczyzn zupełnie innych niż jego współlokatorzy. Właściwie każdy z nich był inny. Aleksa można było ocenić jako intelektualistę, który uwielbia nowinki techniczne, poza tym był sztywny, wręcz nudny i strasznie schematyczny. Co do Kamila, tutaj wydaje się, że nie można powiedzieć za wiele, jednak Kamil nie był takim zwykłym chłopakiem z osiedli. W wypowiedziach o nim bardzo często padałoby słowo „retro”, bowiem dla tego młodzieńca nie miały znaczenia nowinki techniczne w ogóle. Ten człowiek nawet muzyki słuchał na gramofonie. Telefon miał chyba ten sam od czasów gimnazjum, a telewizja, komputer i Internet mogłyby dla niego nie istnieć. Poza tym Kamilo (tak nazywali go przyjaciele) był dojść pogodnego, żartobliwego usposobienia, o wybuchowym charakterze i nieskrywanych emocjach. Trzeci z nich – Patryk, był połączeniem wody i ognia, był takim mostem, łączącym ich obu, gdyby nie on pewnie już dawno jego przyjaciele by się „pozabijali”. Sam jednak był uporządkowanym człowiekiem, wymagał od innych, ale i od siebie. Uważał że pieniądze nie dają szczęścia, prawdziwą satysfakcję odczuwał, gdy robił to, co lubił, nieważne ile miał przy tym PLN-ów w portfelu. Teraz jednak musiał iść zarabiać wcześniej wspomniane PLN-y. Podszedł więc do szafy z lustrem, która mieściła się we wnęce pokoju, rozsunął przesuwane drzwi, wyjął pierwszy z brzegu t–shert z motywem płyty winylowej na przodzie i zaciągnął na swoje białe bokserki ciemne dżinsy. Dziś miał ranną zmianę w klubie bilardowym, który zaczynał swoją pracę od jedenastej. Spojrzał na swój czarny, sportowy zegarek Nike z LED-owym, lustrzanym wyświetlaczem. Dochodziła godzina 10.30, uznał, że pora wyjść. W korytarzu założył popielato-czarne obuwie marki Puma i, gdy już był jedną nogą na klatce schodowej, przypomniał sobie o telefonie komórkowym, szybko wrócił się do pokoju, czarną Nokię 5230 wcisnął do tylnej kieszeni dżinsów i ruszył do pracy.
Ruch był niesamowity, przez myśl przeszło mu nawet, że wszyscy licealiści z sąsiednich szkół przyszli do Snookera na wagary. Gdy lał piwo jednemu z wcześniej wylegitymowanych chłopców poczuł wibracje w tylnej kieszeni. Zrobił rękoma symbol czasu (znaczący pauzę) w stronę kolejki i odszedł nieco na bok, by odebrać. W słuchawce usłyszał głos Majki, była rozhisteryzowana i zapłakana.
– Zamknął mnie ktoś w moim własnym bagażniku, jesteś jedyny, do kogo się dodzwoniłam. Proszę, wyciągnij mnie stąd, pada mi bateria. Jestem na plaży, tej, gdzie jest żółta zjeżdżalnia, przyjedź… – Nagle połączenie zostało przerwane.
Patryk wsunął na powrót telefon do tylnej kieszeni, uznał to za głupi żart, jednak już po chwili dotarło do niego, że jeśli to jednak nie jest żart, to Majka może tego nie przeżyć, a on będzie obwiniał się o to do końca życia. Szybko wyjął telefon i odnalazł w książce telefonicznej numer Kamila. Ten bez żadnych pytań zgodził się zastąpić go za barem, czuł się tak zmęczony rozwiązywaniem krzyżówek, że chętnie poprzebywałby pośród ludzi. Patryk spojrzał jeszcze wzrokiem zbitego psa na Marzenę – kelnerkę, ta uśmiechnęła się do niego zrezygnowanym, a zarazem ciepłym uśmiechem i powiedziała:
– Dobra, leć. Nic nie powiem szefowi.
– Dzięki, jesteś aniołem – powiedział do osiemnastoletniej blondynki i wybiegł z klubu.
Na parkingu przed klubem stały dwie taksówki.
„Dzięki Bogu” – pomyślał i wsiadł do jednej z nich. Szybko powiedział taksówkarzowi, jaki jest cel podróży i zdenerwowany próbował ugasić w sobie emocje i negatywne myślenie o tej jakże pięknej kobiecie. Podobała mu się, intrygowała go, ale zarazem była też nieznośna i rozpieszczona, a co za tym szło? Nie do wytrzymania. Do plaży nie było daleko, jednak jemu czas dłużył się w nieskończoność. Po kilku minutach taksówkarz zatrzymał się na parkingu przed plażą, która teraz była opustoszała, zupełnie inaczej niż w miesiącach wakacyjnych. Zapłaty dokonał w ekspresowym tempie, podobnie bieg po piasku nie sprawił mu większego problemu, wszakże był wysportowanym mężczyzną. W końcu dotarł do rudawoczerwonego peugeota 407. Jego drzwi były otwarte na oścież. Otworzył bagażnik kluczykami, jakie znalazł na przednim siedzeniu. Ujrzał tam Majkę ubraną w popielatą tunikę na krótki rękaw i obcisłe dżinsy, zwiniętą jak embrion, ze związanymi dłońmi. W pierwszej chwili ucieszył się, że to nie był kolejny z jej głupich żartów.
– Na pewno się dobrze czujesz? – zapytał, ocierając jej łzy.
– Tak, dziękuję, że przyjechałeś, już brakowało mi powietrza – mówiła, raz po raz biorąc głębsze wdechy. Patryk odruchowo przyciągnął kobietę do siebie, przytulił i mówił spokojnym opanowanym tonem:
– Trzeba wezwać policję, mogło ci się coś stać. Kto to zrobił?
– Nie wiem, bo... nie widziałam twarzy. Było ich dwóch, ale nie znam ich, nawet głosów nie poznałam. Po co nam tu policja, oni i tak nic z tym nie zrobią – tłumaczyła się chaotycznie Maja.
– Ten ktoś dotykał kluczyków, zostawił odciski. Oprzyj się, a ja się wszystkim zajmę. – powiedział jeszcze spokojniej i oparł kobietę o bagażnik nowiutkiego wozu, sam wyciągnął swój telefon komórkowy i patrzył na jego wyświetlacz. Majka stanęła na równe nogi energicznie i z całych sił próbowała odwieść go od pomysłu wzywania policji.
– Chyba mieli coś na dłoniach, wiesz, bo jak mnie dotykali to nie czułam ich skóry.
W tym momencie nagle przeszła Patrykowi przez głowę myśl, że dziewczyna miała ręce związane z tyłu. Jak więc zdołała do niego zadzwonić, posiadając telefon w przedniej kieszeni obcisłych dżinsów?
Majka w tym czasie ciągnęła dalej: – Wiesz, jak się bałam, myślałam, że mi coś zrobią
Majka, widząc, że Patryk ze zrezygnowaną miną schował komórkę na powrót do kieszeni, oparła się znów o swój samochód.
– Tak się cieszę, że przyjechałeś – dodała, a Patryk w tym czasie rzucił okiem na ślady na piasku. Bez wątpienia doszedł do wniosku, że były tylko jego i tej drobnej kobietki.
– W takim razie chodź. – To mówiąc, mężczyzna chwycił dziewczynę za rękę i prowadził na przód wozu.
– Bałam się, że nie przyjedziesz, wiesz? Myślałam, że mnie zostawisz, bo pomyślisz, że żartuję – mówiła kobieta z przejęciem w głosie.
– Teraz będziesz miała dopiero powody, by się bać. – Patryk począł wyciągać pasek ze szlufek i jednym sprawnym ruchem oparł dziewczynę o maskę samochodu, przytrzymując swoją dłoń na jej plecach.
– Co ty robisz?! – krzyknęła przerażona kobieta. I w tym momencie usłyszała świst przecinanego powietrza i nieznajomy ból na pośladkach. – Co ty wyprawiasz do cholery!? To boli! – krzyczała i próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie, bowiem lewa dłoń mężczyzny nadal spoczywała na jej drobnych pleckach i tym samym przyciskała ją do maski samochodu.
– I dobrze, o to mi chodzi, by bolało. – Po wypowiedzeniu tego zdania uderzył kilkakrotnie szybko i mocno pasem w jej zgrabną pupę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Adrian dnia Czw 14:46, 18 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|